Przejdź do głównej zawartości

Slow life starter pack

Slow jest dla bogaczy. Kto, no kto - pytam się - ma kasę na niespieszne delektowanie się pięknem otaczającego nas świata i szeroko pojętym lifestyle'm? Bogaci. Biedni to frankliniści, którzy wstają na pierwszą zmianę, muszą zwyczajnie zarabiać. A potem styrani wracają do domu. Ja należę do tej drugiej grupy. Ciężko mi więc zatrzymywać się nas niezapominajką i z emfazą wzdychać nad cudem natury.



Mimo wszystko slow life nie jest taki do końca niemożliwy do zrealizowania. Da się - nawet nie będąc Agatą Młynarską w luksusowych kurortach nad Bałtykiem (tak... minusem slow life jest słaby przyrost newsów i odwołania do afer sprzed roku). Przedstawiam Wam Slow Life Starter Pack, który możecie stworzyć samodzielnie:

Aplikacje w telefonie

Wystarczy usunąć wszystkie, pochłaniające nas czas aplikacje. Wg najnowszego raportu COMSCORE w ciągu trzech ostatnich lat czas, który spędzamy przy telefonach wzrósł o 99%! Przeciętna osoba spędza "na telefonie" 2h 51min. 



Wyraźnie (nooo, mniej więcej wyraźnie) widać więc, że na czele aplikacji zżerających nasz czas stoi Facebook, zaraz za nim Messanger, YouTube, wyszukiwarka Google'a, mapy, Instagram, Gmail i cała reszta. Jeśli chcesz mieć więcej czasu - wyrzuć je ze swojej komórki.

Czas dla siebie

Slow life to nie tylko spokój i yoga całymi dniami. To przede wszystkim czas dla siebie i dla swoich myśli. Idea "wyhamowania" w świecie pełnym pośpiechu wzięła się z przebodźcowania i potrzeby wyciszenia organizmu. Jeśli nie masz możliwości organizowania sobie sesji relaksacyjnych możesz zwyczajnie wybrać się na spacer. Zwłaszcza teraz, kiedy przyroda tak pięknie eksplodowała. 

Peter Wohleben, autor książki Sekretne życie drzew opisywał eksperyment przeprowadzony na grupie kobiet, który polegał na... spacerowaniu. Kobiety (Bo badano płeć piękną - najwyraźniej lepiej się obserwuje podczas przechadzek. Badali zapewne mężczyźni) miały za zadanie spacerować - jedna grupa po mieście, druga po lesie. U pań chodzących po terenach zielonych odnotowano zwiększoną pojemność płuc, mniej wolnych rodników, lepsze samopoczucie i spadek wagi. U pań, które chodziły po mieście nie zmieniło się nic.



Wniosek? Idźmy do parku, patrzmy na zieleń dookoła nas, raz w tygodniu pojedźmy do lasu.

Kiedy? No mamy przecież dodatkowe 3h dziennie! Wyrzuciliśmy już aplikacje z telefonu! 

Ja, przykładowo, zamiast nerwowo sprawdzać na komórce Fejsa czy pocztę wykorzystuję ten czas na przygotowanie zajęć na kolejny dzień, zjedzenie posiłku albo krótkie rozprostowanie kości po kilku godzinach za biurkiem. Dzięki temu nie muszę już ślęczeć nad papierami z pracy w domu, nie przejadam się obfitym, późnym obiadem i nie jestem tak bardzo zmęczona. Mogę np. wpakować dzieciaki do auta i wywieźć całą rodzinę do lasu na godzinę. Choćby raz w tygodniu. 



Nie planuj, nie deneruj się

Zastanawialiście się na co mamy w życiu wpływ? Na to co ubierzemy, jak zwiążemy włosy, co zjemy. Ale już na korek nie mamy żadnego wpływu. Albo na awanturę w pracy. To tak zwana teoria 90-10%. Kontrolujemy tylko 10% wydarzeń w ciągu dnia. 90% to rzeczy, na które nie mamy wpływu - a tak bardzo się nimi denerwujemy! 

Mamy jednak wpływ na naszą reakcję. Możemy próbować walczyć z czymś, co i tak leży poza naszym zasięgiem, albo spokojnie przejść nad tym do prządku dziennego i, jak to mówi gminne przysłowie, poprawić koronę i zasuwać dalej.

Kiedy więc dzieci marudzą na spacerze spokojnie zawijam w alejkę z rododendronami, zamiast zirytowana nieść je przez pół parku do domu, bo sama sobie ubzdurałam obiad na 16:00. O 17:00 będzie im smakował jeszcze lepiej. 


A Wy jakie macie sposoby na slow life w codziennej gonitwie? 

Pozdrawiam,
O.

Komentarze

  1. Nie słyszałam wcześniej o teorii 90%-10%, ale jakże ona jest prawdziwa. Od dzisiaj będę sobie o tym przypominać. Zauważyłam, że najwięcej energii i dobrego humory tracę kiedy zaczynam się denerwować właśnie na rzeczy, które są poza moją kontrolą i gdy coś idzie nie po mojej myśli. Trzeba mniej "spinać poślady" i życie staje się przyjemniejsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co Chodakowska i Lewandowska na "niespinanie pośladów", ale ja zdecydowanie popieram!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l