Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2016

Czemu lubimy Balzaka?

Realizm jest jak drzewo zasadzone na pamiątkę szóstej klasy podstawówki. Za dobre świadectwo. Mocno się trzyma, urosło już dość wysoko, wszyscy wiedzą, że prezentuje się majestatycznie, ale w zasadzie nikt w rodzinie już nie pamięta czy to dąb czy jesion. Pytają mnie o realizm w polskiej prozie współczesnej, a ja otwieram oczy szeroko ze zdumienia i plebejsko pytam: "Ale to wszystko nie jest realne?". I w zasadzie nie mylę się, bo choć forma wymaga zdecydowanie podrasowania to intuicja prowadzi dobrze. Realizm to pewna procedura zarówno pisania, jak i czytania. Pamiętamy ją najlepiej, bo to w zasadzie ostatni wyraźnie definiowalny termin literacki, który czytelnikom niewyspecjalizowanym nie nastręcza zbytnich trudności terminologicznych. Ot, realizm - taki sobie Balzak - powiedzmy. Łatwo się o realizm upominać, bo ma dobrą legitymizację, fajnie standaryzuje i nikt nie dyskutuje z kilometrami realistycznych powieści - są, a na dodatek trzeba je czytać w szkole. Problem z tym

Wzornictwo kulturowe

Nie mogę się pozbyć wrażenia, że mamy ostatnio wszystko w głębokim... obszarze pozbawionym refleksji. Nie czytamy książek, przelatujemy tylko wzrokiem nagłówki gazet, beznamiętnie uciekamy z pracy do domu, unikamy patrzenia na polską bilbordozę po drodze. Taka narodowa technika wyparcia. Zastanawiałam się z czego wynika taki antypatriotyzm. Jedni mi mówią, że to oczywiście spiski i teorie frontu antynarodowościowego - że nasze to gówno, a zagraniczne to conajmiej darmowe ecstasy. Podobno wmawia nam się podprogowo nienawiść do tego co polskie (bo to jak z targu, a zagraniczne to "markowe"). No bo jak inaczej wytłumaczyć taki odwrót od autorytetu, alergię na to co odgórne i nazwane jako "lepsze", "dobre"? A z drugiej strony ta polskość nagle w małym designie kiełkuje. A sam mały design przestaje być taki szczuplutki i zatacza coraz szersze kręgi. Tworzy kulturę targów, wspiera wszystkie wartościowe inicjatywy lokalne, kompletuje rzeczywistość - trochę hi

Ćwiczenia fizyczne przy dwójce dzieci

Nie jestem fit. Nigdy nie byłam i nie próbuję się stać. To po prostu nie leży w mojej naturze tak sobie podskakiwać do rytmu. Nawet za czasów młodości na parkietach wolałam zawsze rytmy R&B pozwalające mi kołysać się zmysłowo zamiast energicznie potrząsać darami natury. Ale, jakby na to nie patrzeć, coś z tej aktywności trzeba mieć, bo mówią - dieta 70%, ćwiczenia 30%. Można nie być fit, ale trzeba być zdrowym - a zdecydowanie szczuplejszym (w moim wypadku). Nie wiem co sobie o mnie myślicie, ale nie należę do szczupłych dziewczyn. Nigdy nie należałam. Choć patrzę teraz na swoje zdjęcia sprzed pięciu lat i się zastanawiam "O co ci wtedy chodziło?! Jakie kompleksy?!" to i tak - nie pamiętam, kiedy miałam na sobie ostatni raz rozmiar 38. Zawsze miałam "wszystko na swoim miejscu" - biust, wobec którego większość mężczyzn nie przechodzi obojętnie, proporcjonalny do niego tyłek i talię, która, co tu dużo ukrywać (a jest co ukrywać!) - nie przypomina za nic para