Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego nie wyjdę w kostiumie na plażę?

"Wysokie Obcasy" rozpoczęły ostatnio akcję Ciało gotowe na plażę. Zaczęło się od Instagrama, gdzie taki sam hashtag (#ciałogotowenaplaze) opisywał zdjęcie kobiet w kostiumach kąpielowych. Kobiety na fotografii są normalne: wyższe, niższe, grubsze, chudsze. Nie ulegają presji idealnego ciała i do tego samego zachęcają też innych. Akcja #cialogotowenaplaze ma na celu pokazanie polskim kobietom, że ciało, a w szczególności ich ciało, to nie coś co powinno nas ciągnąć w dół uwioszonymi do ud kompleksami. To coś, co powinno dawać nam siłę i dumę.

Dlaczego nie wemę udziału w akcji #ciałogotowenaplaze

Bo się wstydzę. Jestem superbohaterką, która swoim własnym ciałem wyprodukowała dwa, żywe, idealne stworzenia. W ciąży byłam wielorybem, potem znów wróciłam do swojego rozmiaru, w kolejnej ciąży znów byłam orką, powoli podnoszę się z tego szoku. Moje ciało jest dość funkcjonalne... Służy do przenoszenia - dzieci (kiedy niosę je kilometrami, często dwójkę), zakupów (czasem z dziećmi na rękach) z auta na 1,5 piętra, noszę rowerki, zabawki do piaskownicy, kilka kompletów ubrań i cały prowiant. Kilka razy góra dół to wszystko noszę. Do pracy noszę laptopa i stertę książek. I nikt mi w tym nie pomaga. Bo grubsi ludzie mają "na oko" więcej siły. Nikomu (a już na pewno nie facetom) nie przyjdzie do głowy, żeby coś za mnie przenieść, podnieść, otworzyć mi słoik, drzwi czy przepuścić mnie przodem. W moim mężu zakochałam się, bo był pierwszym facetem, który spytał "Czy to nie jest dla Ciebie za ciężkie?" - a ja stanęłam oniemiała nie tylko nad jego galanterią, ale i nad własnym niedowierzaniem.



Mimo, że moje ciało ma supermoce to jeszcze trzeba poświęcić mu wiele godzin ciężkiej pracy rezygnując w tym samym czasie z innych zajęć. Kremować ciało, dbać o stopy, wysiedzieć dupogodziny u kosmetyczki na paznokciach, u fryzjera, nakładać hennę na brwi. Czasem mam wrażenie, że tego mojego "właściwego ciała" nie zostaje już za wiele, bo wszystko poddaję jakiejś obróbce kosmetycznej. Kiedy tego nie robię - jestem zaniedbana, wyglądam brzydko. Natura jest brzydka. Piękno to sztucznie nakładany filtr. Wiedział o tym już Boudelaire i w zasadzie z teoretycznego punktu widzenia w ogóle mnie to nie dziwi (por. Malarz życia nowoczesnego). Zdumiewa mnie jednak niezmiennie mój własny stosunek do mojego ciała.

Jestem chyba jedyną osobą, która wie ile to ciało znosi: jak bardzo obciąża je wielbłądzi styl życia, jak dużo czasu poświęcam, by utrzymać je w ryzach, jak wiele moje ciało ma możliwości. A momo wszystko to jeden z największych moich kompleksów. Latem chodzę w długich jeansach i wstydzę się zrobić sobie fotę w kostiumie kąpielowym.

#theysaid

To inna akcja, amerykańska, ale nie widzę przeszkód, by przyłączyły się do niej też rzesze Polek. Akcja #theysaid ("oni powiedzieli") zakłada publikowanie na Instagramie tekstów, które usłyszałyśmy pod adresem swoich ciał. Autorami tych wypowiedzi są wszyscy - od przypadkowych osób po najbliższych nam członków rodzin. Matki mówiące swoim nastoletnim córkom "Musisz schudnąć, jeśli chcesz robić w szkole fajne rzeczy i dobrze się bawić" czy "Nie kupię Ci już więcej większych rozmiarów - musisz schudnąć" - to w tych postach standard.



Nie sądzę, żeby moja rodzina robiła to w złej wierze (ba, oni nawet często mówią "chcę Ci pomóc"!), ale też mają swoje momenty. Np. moja siostra (rozmiar 36, eteryczna blondynka), która zadzwoniła do mnie miesiąc po porodzie z jej planem na moją utratę wagi po ciąży. Dodtałam też życzenia urodzinowe "żeby udało Ci się schudnąć" i propozycję, że w ramach prezentu rodzina kupi mi pakiet dietetyczny.

#cellulitesaturday

Kenzie Brenna wrzuca na Insta foty swoich nóg upstrzone celulitem. To kolejna akcja "promocyjna", która pokazuje ciało takim, jakie na prawdę jest. Podziwiam takie dziewczyny, bo sama nie mam takiego dystansu do swojego ciała. Wiele jest takich kobiet, które mimo wszystko mają odwagę mówić i pokazywać swoje ciało takim, jakie jest. To ruch body positive (który też ma swój hashtag #bodypositive). Body Positive celebruje kobiecość w każdym rozmiarze, docenia to, o czym pisałam na początku - te liczne porody, kobiecy styl życia, ogrom pracy, który kobiece ciało wykonuje każdego dnia, by cywilizacja wyglądała estetycznie i atrakcyjnie.



Instagram powoli zalewa fala, która uczy nas akceptacji dla ciała z celulitem, rozstępami, fałdkami, rozmiarze plus. To dobrze. Nie tylko instagram to robi.

Barbie curvy

Barbie wypuściło serię lalek curvy, które mają solidne tyłki, masywne uda i wystające brzuszki. W serii fashionistas pojawiają się lalki niskie, turbo wysokie, piegowate, z lokami i bez, z krótkimi włosami i z farbowanymi na niebiesko falami do pasa. Są wszystkie. Ostatnio trafiła mi się nawet Barbie farmerska, z kurą. Ilość zawodów, które wykonuje Barbie ma pokazywać dziewczynkom, że jako kobiety mogą sięgać po każdą pracę, że nie ma dla nich ograniczeń. Od niedawna Barbie uczy też, że ciała lalek są różne - pod względem tuszy, koloru, budowy. To rewelacyjnie.

Źródło


Czemu jesteś taka ładna?

Takie wielkie zamieszanie związane z ciałem, taka presja, tak się nas goni do dbania o siebie, ćwiczeń, diety, katowanie się... od lat gorsety i zniekształcanie damskiego ciała dla norm społecznych, kulturowych i męskiego zadowolenia, a kiedy któraś z nas ładnieje to też, bez taryfy ulgowej, dotyka jej ostracyzm społeczny.

W tym tygodniu usłyszałam w pracy "Czemu tak ładnie wyglądasz, poznałaś tu kogoś?" albo "Co się tak laszczysz? Że na lato?". Choć wszystkie te rzeczy osobiście odbieram jako komplement (Dziękuję dziewczyny!), to jednak to jest właśnie dysonans poznawczy w najczystszej postaci. Jak już wysiedziałam swoje, wydałam miliony monet na fryzjera, zrobiłam paznokcie, i kupiłam kilka nowych bluzek, coby wglądać lepiej - usłyszałam, że musi stać za tym jakiś inny, podstępny powód niż czysta chęć ładnego wyglądu albo dbania o siebie. Szkoda, że kobiety tak do tego podchodzą, bo przecież możemy chcieć być piękne dla własnego komfortu.

Nie ma co się dziwić, że w związku z tym wszystkim ciągle wstydzę się swojego ciała. Nie wiem, czy zdjemę latem nieśmiertelne jeansy i wyjdę w kostiumie na plażę. Mam takie własne przemyślenie, że nie ma kobiet, które źle wyglądają na plaży. Są tylko za drogie stroje kąpielowe. Bo tankini, które zapewniłoby mi względny komfort paradowania półnago przed bałtyckim parawaningiem kosztuje pół mojej pensji. Projektanci kostiumów kąpielowych nie biorą pod uwagę ciężaru biustu w rozmiarze 85H i niezmiennie wierza, że upakują takie gabaryty w podobnie skąpie bikini, jakie robią dla XS-ek - tylko większe. No... to jak, ja się pytam, jak ja mam mieć #ciałogotowenaplaze, skoro nawet przemysł tekstylny nie jest na to gotowy?

Komentarze

  1. Widzę w tych rozważaniach pewien problem. To jest problem tych, którzy patrzą i oceniają. Nie mówię, że sama nie jestem wrażliwa i nie obchodzi mnie, co inni myślą/mówią, ale od pewnego czasu interesuje mnie to coraz mniej. Dlatego nie kupuję akcji pt. niech inni zobaczą różne rodzaje ciała (czyli #ciałogotowenaplażę), ale też nie do końca drugą (#theysaid). Oni zawsze będą mówić. Będziesz szczupła – będą to komentowali, będziesz umalowana – będą komentowali, będziesz jak spod igły, jak z kubła na śmieci, prosto od fryzjera, z obgryzionymi paznokciami, elegancka, sportowa, śliczna, brzydka, gruba, chuda – będą komentowali. Trudno. Ja zaczęłam od siebie. Zauważyłam, że nie lubię, kiedy ktoś mi mówi cokolwiek na temat mojego wyglądu, więc sama przestałam czynić jakiekolwiek uwagi na temat wyglądu innych osób. Nawet jeśli ktoś wygląda naprawdę ładnie, nie mówię mu tego. Mało tego, nawet trochę przestałam to zauważać. Bo w sumie co to jest za komunikat – „masz ładną sukienkę”, „nowa fryzura? Wyglądasz świetnie” etc.? To cały czas ocenianie, co z tego, że pozytywne. Dając prawo do pozytywnego oceniania dajemy prawo w ogóle do komentowania czyjegoś wyglądu, a to budzi we mnie sprzeciw. Wiem, jestem hardkorem, bo komplementy są wpisane w naszą kulturę, ale niebezpiecznie szufladkują kobiety jako lale do podziwiania (a więc i w konsekwencji krytykowania tych, które tymi lalami nie chcą być/nie wpisują się w oczekiwania i kanony).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie Twoje podejście jest dość hardcore'owe. Myślę, że główny problem z komplementem jest taki, że nie potrafimy go przyjmować. Powiedz polskiej kobiecie, że ładnie wygląda, a od razu zacznie się z tego tłumaczyć - że bluzka stara, że to nic takiego, że przypadkiem. A Włoszka odrzuci zalotnie włosy do tyłu, powie "dziękuję" i odmaszeruje w dal ciesząc się, że po prostu ktoś jej wysiłki docenił. Nie wiem, czy możliwe jest istnienie bez komplementu, bo wyglądamy "po coś" i jakaś forma akceptacji musi się pojawić. Nie wierzę w to, że stroimy się same dla siebie - wchodząc w jakikolwiek styl czy konwencję już zgadzamy się na normy z jakiejś kategorii. I afirmacja jest niezbędna.

      Akcje, o których piszę to kropla w morzu takich samych, podobnych kampanii. Ich cel to uświadomienie obu stron barykady - i tych, którzy słuchają - że może słuchanie wszystkiego to nie taki dobry pomysł, i tych, którzy mówią - że odrobina kurtuazji jeszcze nikogo nie zabiła.

      A kompleksy, własne nastawienie czy po prostu swój stosunek do ciała niestety nijak się ma do tych wszystkich #-tagów. Bo wszystko siedzi w głowie i aż sami tego nie przepracujemy to żadna kampania tego nie zmieni.

      Usuń
  2. Odwieczny problem... Chociaż to nie powinna być udręka, skoro normą jest "zniszczone"(?) ciało po nagłych zmianach wagi. Sama przed ciążą byłam typowym wieszakiem na ubrania, a później jak poszły kilogramy, to nie umiałam zatrzymać się w wadze... Ale nie mam zamiaru chodzić w długich nogawkach i rękawach latem przez jakieś kompleksy. Nauczyłam się nie przejmować gadaniem innych i dobrze mi z tym. Chociaż ze strojem mam takie problemy, jak napisałaś. Nie znalazłam jeszcze na siebie góru od stroju. Ale się nie załamuję. :)
    Trzymaj się ciepło! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Załamka jest passe ;) Ciało to coś najbardziej naszego, co mamy na całe życie - więc nie wiem doprawdy czemu mamy z tym ciałem taki problem. I z kostiumami też nie wiem czemu mamy takie problemy, bo przecież kobiet jest tle milionów, że któraś musi produkować takie, których akurat ja potrzebuję ;) Dzięki za komentarz!

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l