Przejdź do głównej zawartości

Fitness na pół etatu

Fot.: Pixabay

Kiedy masz nienormowany czas pracy (albo dzieci) możliwości czasowe są bardzo specyficzne. Czasem wstaję jeszcze przed świtem i o 6:30 jestem już w pracy, innym razem wychodzę z roboty kiedy inni wybierają się powoli na piątkową imprezę. Muszę więc bardzo wydajnie gospodarować czasem.

Kiedy idę do pracy na popołudnie - poranek musi być bardzo ruchliwy, pełen prania, gotowania, prasowania. Kiedy w środku dnia zrobi mi się kilkugodzinne okno koniecznie muszę zająć ten czas przygotowaniem zajęć na cały tydzień albo zrobieniem raportów i list obecności. A kiedy o 10:00 rano już jestem po pracy - w grę wchodzą tylko zakupy. Te wszystkie okienka i pozostałe 20 godzin pracy, których nie mam, to właśnie czas, który mogłabym przeznaczyć na zakupy (tak robię), kawę (o tak!), spotkania na ploty (koniecznie) i fitness (i tu jest problem).

Nie jest to kwestia motywacyjna. Mimo upodlającego procederu podskakiwania w rytm popowej muzyki, mimo pokrzykiwania trenerki, która każe nam bardziej i mocniej, mimo w końcu własnego odbicia w lustrze, które karykaturalnie próbuje rozprostować nogę (co to była zgięta przez 4 ostatnie lata mojego życia) - mimo to moja motywacja jest zaskakująco duża. Benefity płynące z aktywności fizycznej są jasne, a mój kręgosłup uważa je za jeszcze jaśniejsze. Spokojny pilates albo zajęcia ze zdrowego kręgosłupa, nawet joga (przy czym poziom mojego dyletanctwa w tym zakresie sięga tak wysoko, że nie wiem w sumie jak piszemy - joga czy yoga?) - wszystko to jest dla mnie niestety nieosiągalne. Mam szansę na fitness do godziny 10:00 albo po 16:00. Pośrodku niestety nikt nie ćwiczy.

Tymczasem, jak każda szanująca się, nadopiekuńcza matka, po godzinach urzędowania przedszkola gnam do domu i próbuję spędzać czas z dziećmi mimo napięcia i ewidentnych obowiązków domowych, które wymownie piętrzą się w koszu na pranie. Rano próbuję się zebrać na te ćwiczenia, ale perspektywa pójścia do pracy, kiedy już i tak niewyspana, byłabym jeszcze dodatkowo wymęczona trenerskim terrorem ruszania się do rytmu - nie przekonuje mnie. Zostają zatem te antisocial hours, w których fitness jest zamknięty. Czuję się dyskryminowana. Ja i wszyscy inni freelancerzy czy osoby z nienormowanym czasem pracy. Apeluję, by od czasu do czasu, najlepiej w środę, były dyżury fitness dla osób poza głównym nurtem pracowniczym. Może takie rotacyjne zajęcia w różnych klubach w mieście to byłoby jakieś wyjście z tej sytuacji?

Tak, wiem - mogę robić to sama. I kiedy już dzieci na stałe osiądą w przedszkolu pewnie z radością puszczę sobie o 11:00, w środku dnia, muzę i wybiegam tę godzinę na orbitreku we własnej sypialni.  Albo latem pójdę pobiegać gdzieś w parku (a co tam, niech się śmieją). Ale póki dom jest we władaniu dwulatka i jego opiekunki - pozostają mi te same bezduszne maszyny na siłowniach. A kojące dźwięki mindfulness z jogi albo pilatesu puszczę sobie ze Spotify. Albo pozbawiona chęci do obcowania z tabunem wysportowanych ludzi na siłowni - jak zwykle zrezygnuję i potraktuję wieczorne prasowanie jako trening fitness.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l