Przejdź do głównej zawartości

Wakacje z dziećmi: know how

Ogólnie mówi się, że przy drugim dziecku wzrasta luz i wychowuje się je lżej. Matka ponoć więcej ogarnia, zna temat i po macierzyństwie porusza się jak ryba w wodzie. Cóż, nie każda matka najwyraźniej.

Owszem, w kwestii higieny, karmienia, ubranek i ogólnie akcesoriów dziecięcych nastąpiło w moim matczynym mózgu jakieś przewartościowanie, ale najwyraźniej w kwestii wyjazdów dziecięcych nagle poruszam się jak we mgle - coś kosztem czegoś. Kiedyś byłam idealnie zorganizowana. Miałam nawet turystyczne krzesełko do karmienia. W sumie nadal je mam, na strychu, z tym, że zapominam je zabrać. I nie przemyśliwam swoich decyzji należycie - w związku z czym kończy się urlopem z piekła rodem, który przygotowuje co najwyżej do trudów życia cygańskiego, a nie jest spokojnym wypoczynkiem.

Generalnie wypoczynek z dziećmi w wieku 2,5 lat oraz 8 miesięcy to czysta fikcja. Mieścimy się w nomenklaturze urlopowej chyba tylko dlatego, że gdzieś pojechaliśmy i mamy teraz masę zdjęć z wakacji. 

Mam zatem kilka rad dla wszystkich, którzy zajrzeli tu w poszukiwaniu porad i wskazówek dotyczących podróżowania z dziećmi. Być może nauka na błędach, cudzych, okaże się bardziej produktywna, niż jedynie przyswajanie internetowej wiedzy z zakresu parentingu wyjazdowego.

Po pierwsze: nigdzie nie wyjeżdżaj

Zastanów się: po cholerę masz w ogóle gdzieś jechać? W domu masz wszystko! Masz przede wszystkim przestrzeń, która jest dostosowana do twoich dzieci. Nie musisz się użerać z karmieniem w terenie, porami posiłków jak z kosmosu, mikro pokojem hotelowym (w którym musicie pomieścić się wszyscy). Masz swoje krzesełko do karmienia, dzieciaki mają swoje zabawki, wygodne łóżeczka, a Ty masz swoje, wielkie i przestronne łoże, w którym od biedy zmieści się też przychówek wybudzony w nocy jakimś koszmarnym snem. Masz blisko Lidla czy innego Kauflanda w razie zakupów, wiesz gdzie są całodobowe apteki i inne cuda w postaci dyżuru pediatrycznego. No i najważniejsze - miasto, w którym mieszkasz jest praktycznie puste - bo wszyscy pojechali najwyraźniej do Darłowa. Nawet sąsiedzi wyjechali, więc nikt nie będzie ci się darł za ścianą. Czy taki luksus znajdziesz w jakimkolwiek hotelu?












Po drugie: weź kredyt na wakacje

Chyba, że jesteście turbo bogaci, to wtedy może uda się bez. Generalnie pobyt np. nad morzem nie jest jakiś bardzo drogi. 120zł/os z wyżywieniem HB (czyli śniadania i obiadokolacje; hb znaczy half board, dobiero full board gwarantuje 3 posiłki dziennie) to całkiem optymalna cena za pobyt. I to w bardzo ładnym miejscu o wysokim standardzie. No, ale zastanówmy się - czy faktycznie dzieci w gratisie to dobry pomysł?

Skąd - ja się pytam - uroiło mi się w głowie, że moja 2,5 letnia córka, która w domu zajmuje materac o regularnej szerokości (a czasem nas wykopuje z małżeńskiego łoża), na wakacjach zajmie tego miejsca mniej? To idiotyczne założenie z entuzjazmem kazało mi przyjąć, że Polka będzie spała z nami. Nie przewidziałam jednak, że hotel nie ma wielkich, małżeńskich łóżek z materacem 200x200, ale dwa, zwykłe, standardowe łóżka 90x200 jedynie postawione obok siebie. W efekcie córka i mąż mieli całe materace dla siebie, podczas gdy ja sama spałam wciśnięta w dziurę między rozchodzącymi się łóżkami. Do porzygania - dosłownie, bo kręgosłup ucierpiał na tym noclegu tak bardzo, że ostatniej nocy praktycznie wymiotowałam z bólu. Za to Polka i mąż - wyspani.

Na szczęście nasz hotel miał do dyspozycji gości normalne łóżeczka dla dzieci. Takie drewniane, ze szczebelkami. No, ale liczyliśmy na turystyczne łóżeczko, więc olaliśmy taki gadżet jak ochraniacz na szczebelki. W efekcie nasz syn budził się co dwie godziny wciśnięty w szczebelki i wyjący z dyskomfortu. Gdyby jednak było na miejscu łóżeczko turystyczne - też byłoby nieźle, bo przecież te pseudo materace zrobione z deseczek są dla każdego szanującego się niemowlęcia nie do przyjęcia. Więc albo bierze się swój sprzęt, albo witajcie w naszym świecie.

Gdybyśmy nie skąpili i wzięli dla córki osobne łóżko, dla syna zabrali ochraniacz i własny materac (a siebie w związku z tym nadali chyba DHL-em, bo te dwie rzeczy już zajmują nasz bagażnik w całości) - ten urlop wyglądałby zupełnie inaczej.

Po trzecie: w kwestii jedzenia wakacje niewiele zmieniają

Idiotka, myślałam, że to cholerne wyżywienie HB wystarczy. Dlaczego założyłam, że przez jeden tydzień w roku moje dzieci będą chciały jeść inaczej, niż przez wszystkie pozostałe? Nie wiem. Wiem jednak, że kiedy mój przychówek wstaje skoro zegar wybije równo 6:00 (a czasem i 5:30) to śniadanie o 9:00 jest absolutnie nie do przyjęcia. Kiedy jedzą zupę o 12:00/13:00 i dwie, trzy godziny później drugie danie, a kolację ok 18:00 to nie opędzisz tego wszystkiego jednym posiłkiem o 16:30, choćby był nie wiadomo jak duży.

W efekcie o tej nieszczęsnej szóstej rano robiłam w mikro hotelowym pokoju bez stołu i krzeseł śniadanie złożone z kanapek z szynką i dżemem. Dalej ok 9:00 wkurzałam się, że dwulatka nie ma apetytu na obfite śniadanie, na którym miała przetrwać do obiadokolacji. Około południa desperacko szukałam dla głodnych dzieci przyzwoitego posiłku lub warunków do zrobienia po raz milionowy kanapek z szynką i dżemem, pokrojenia jabłek albo tłumaczenie im (tak, obojgu), że nie mogą codziennie zapychać się goframi z bitą śmietaną ("A samą śmietanę mamusiu mogłabym?"). W porze obiadokolacji dzieciaki były już zbyt zmęczone i rozdrażnione by efektywnie jeść, więc o 18:00 znów wołały, że są głodne. Nigdy więcej!

Po czwarte: "nigdy" mówię okazyjnym wózkom i sprzętom turystycznym

Nie po to spędziłam kilka miesięcy robiąc research wózków i nie po to wybierałam taki, który spełnia moje potrzeby logistyczne, by zostawić go w domu, a urlop spędzić z diwajsem, który nam zupełnie nie odpowiada.

Mieliśmy plan: weźmiemy przyczepkę rowerową od Zuzi, rowery i będziemy codziennie przemierzać Pomorze w ten sposób. Pomyśleliśmy też zuchwale, że skoro mamy dwuosobową przyczepkę z funkcją wózka to ów wózek już nam niepotrzebny i sprzęt ciężki został w domu. Och, jakże się przeliczyliśmy!

Przyczepka jakkolwiek fantastyczna jako narzędzie sportowe zupełnie nie sprawdza się, jako wózek codziennego użytkowania. Przede wszystkim nie rozkłada się, albo ja nie wiedziałam jak rozłożyć w niej siedzenia na płask. W efekcie dzieci nie spały w niej wcale (lub mikro krótko). A to oznacza, że były zmierzłe. Albo spały w pokoju. Adamek dwie godzinki przed południem, Pola dwie godzinki po południu i nagle okazuje się, że minął cały dzień, a my nigdzie nie zdążyliśmy pojechać, bo resztę czasu zajęły posiłki.  A na rowerach byliśmy słownie raz bo pogoda była tak dupiata.









Po piąte: nad Bałtykiem nie jest zbyt słonecznie - uwierz w to

Znów naiwnie stwierdziłam, że wystarczy przeczytać na prognozę pogody amatora-meteopaty z lokalnej wsi i już będę wiedziała, jakie ciuchy zabrać nad morze. Wzięłam więc takie optymalne - na średnio 20-22 stopnie z opcją kilku upalnych dni. Zupełnie nie pomyślałam, że może to wyglądać też tak:

6:00 10°C, leje,
9:00 20°C, zachmurzenie pełne, na horyzoncie burza,
10:00 25°C, nadal zachmurzenie,
13:00 25°C, leje,
15:00 30°C, upał, błękitne niebo,
17:00 20°C, błękitne niebo,
19:00 15°C, błękitne niebo, wygląda na upał, ale jest po prostu zimno,
22:00 10°C, zaczyna kropić.

W efekcie: przez cały tydzień nie robiłam nic innego, tylko przebierałam dzieci z krótkich rękawków w długie i odwrotnie; wciskałam w cebulę z ubrań i kurwowałam na zostawione w domu ciepłe kurtki (także nasze).










Po szóste: miliony nie siedzą nad Bałtykiem... są na A1

Podróż była koszmarem. Nawet nie z racji małych pasażerów - dzieciaki były herosami i wszystko zniosły super dzielnie, nie płakały, nawet się nie nudziły. W drogę nad morze niecałe 700 km przejechaliśmy w 12h z super postojami na parkingach z placami zabaw z poranną kawusią w McDonalds.

Podróż powrotna zajęła nam 15h, z przymusowymi postojami w korkach (w sumie z 5h). Wypadek za wypadkiem blokowały Autostradę Bursztynową niczym marchwianka biegunkę. Wszyscy kisisili się we własnej furii. Albo na jednej, jedynej stacji benzynowej w okolicy - kilka tysięcy zdenerwoanych pasażerów głównie z dziećmi. Była więc kolejka do kolejki po benzynę; kolejka do kasy; kolejka do baru; kolejka do odbioru jedzenia; kolejka do toalety i kolejka do stolików. Jednego hotdoga dla Polki dobywałam półtorej godziny i podejrzewam, że wygrałam konkurs na najbardziej zirytowaną matkę na całej A1.



Po siódme: nie istnieje know how podróżowania z dzieckiem

Niby wszystko było dla nas jasne i nie dziwiliśmy się zbytnio tym małym, urlopowym wtopom, ale jednak pozwoliliśmy sobie na nieuwagę: przy wyborze miejsca (weźmy ten dworek, ma infrastrukturę dziecięcą i jest tani), przy wyborze lokalizacji urlopowej (będziemy jeździć nad morze 7km codziennie, to nie problem...), przy pakowaniu (najwyżej wypiorę, wyschnie), przy planowaniu rozrywek (przecież jak będzie lało to tyle jest do roboty nad morzem!). Każdej swojej złotej myśli mam ochotę teraz solidnie przygadać siarczystym "tak kurwa, jasne".

Za rok wezmę przykład z Włochów. Oni w okresie urlopowym zaciągają rolety i przez tydzień grają na Play'u w ciemnych mieszkaniach ukrywając się przed sąsiadami. A potem mówią, że byli na Kostaryce albo innych Hawajach, ale w ostatnim dniu, ktoś ukradł im aparat. 

No, ale uwierzycie, że mimo tego wszystkiego to były całkiem fajne wakacje?

Wszystkie zdjęcia pochodzą z mojego konta na Instagramie. Tam posty pojawiają się częściej niż na blogu. Picture is worth a thousand words - they say.

Pozdrawiam Was ciepło,
Olga

Komentarze

  1. Pobyt w Rewalu nad samym morzem, do plaży w linii prostej 100 metrów, uważam za udany. Bez skąpienia na pokój z trzema łóżkami, gdzie obok wstawione turystyczne łóżeczko nie przeszkadza w użytkowaniu pokoju przez resztę dnia. Podgrzewany basenik o głębokości 40 cm dla dzieci jest po brodzeniu na plaży po prostu boski. Foczka nie chcą wychodzić. Stary nawet załatwił zasilanie przy basenie i była muzyka i światła - pool party jak się patrzy. Spacerówka dla syna lekka z dużymi kółkami wjechała nawet na piasek, polecam. Jedno ustalenie z żoną - no stress! Nie chcą - nie jedzą, a na stołówce 3 posiłki - jedzą co chcą. Dwie godziny przed posiłkiem lody lub gofry a Szymek wafelki od lodów i tyle. Rybka pyszna. A teraz Point one and ony one. Wakacje z dziećmi to tylko egzotyczna forma zmęczenia :-) kocham Was i pamiętajcie, że zawsze będą zgrzyt. Widzę po sąsiadach z prawie dorosłymi dziećmi. Ci to dopiero się wkurwiają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chce spać w nogach. Muszę sprostować. Wakacje tanie nie są. Hotelarstwo o tym wie. Wiedza ile za co i jak się cenić. Oszczędzasz to liczysz się z wysiłkiem. Jedziesz nad morze w Polsce - to jego uroki przyjmujesz bez grymasów. Ciepło tylko w jacuzzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. My mieliśmy szczęście trafić na fantastyczną pogodę, choć pakowałam ubrania na każdą poza śniegiem. O reszcie zadecydowały nasze kryteria wyboru. Wybraliśmy ośrodek wypoczynkowy przy samym morzu (z naszego balkonu do schodów na plażę dorzuciłabym beretem). I chyba tylko na te strome schody mogłabym narzekać. Pokój trzyosobowy, podwójne łóżko + rozkładana kanapa i dużo miejsca nawet po rozstawieniu łóżeczka turystycznego. Wyżywienie typu HB ale z zupką dla dzieci podawaną o 14. Śniadanie o 8.00, potem spacer lub plaża, o 11 jakieś gofry lub kaszka dla malucha w pokoju (czajnik był) i drzemka (albo w pokoju albo w namiocie na plaży). Po obudzeniu ta zupka (14-15) a obiadokolacja 17-19. Jakoś to wszystko grało. Z plaży bliziutko więc w każdej chwili można było wrócić do łazienki czy po coś zapomnianego. Jak na wakacje rezerwowane 3 dni przed wyjazdem to jesteśmy bardzo zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety takie ośrodki są zazwyczaj a)drogie, b)dość duże. Wszystko ma więc swoją cenę. Albo wydajesz więcej i masz komfort, którego potrzebujesz, żeby odpocząć; albo decydujesz się na resort/ośrodek/duży hotel a to wakacje, za którymi nie przepadam. Nie lubię czuć się elementem wakacyjnej wspólnoty więc wolę miejsca na odludziu. Moje dzieci są zbyt dynamiczne i za bardzo interaktywne by porywać się na urlop w zatłoczonym miejscu.

      Usuń
  4. Bardzo fajny post, będę miał to na uwadze, jeśli przyjdzie mi w przyszłości podróżować z dziećmi. Po prostu zostaną u dziadków ;)
    Jeśli chodzi o finanse, można rozważyć takie rozwiązanie jak pożyczki internetowe, ale faktycznie, dla całej rodziny wakacje potrafią dać w kość domowemu budżetowi, zwłaszcza jak przyjdzie nam je spłacać.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę, by kolejne wakacje były nieco przyjemniejsze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l