Przejdź do głównej zawartości

Obowiązki wobec dzieci

Podstawowe obowiązki wobec dzieci zna każdy: mamy je wyżywić, zapewnić im miłość i zaspokoić potrzebę bliskości, dbać o ich zdrowie. Mamy troszczyć się o swoje dzieci. Najlepiej jeszcze umożliwić im godziwą edukację. 

Upgrade rodzicielstwa zaangażowanego też jest powszechnie znajomy: cierpliwość, spokój, bezpieczeństwo, mądrość, czas spędzony na zabawie i lekturze, objaśnianie świata - sielanka. A w chwilach braku motywacji - jeszcze trochę cierpliwości i samozaparcia w rodzicielskiej misji spełnienia. No i oczywiście jedzenie - ekologiczne, domowe, bo przecież dbamy o ciała naszych największych skarbów, o ich zdrowie.

A o własnym już niewiele się myśli. To jednak jeden z naszych obowiązków względem dzieci - dbałość o własne zdrowie. Kiedy zostajesz rodzicem przestajesz należeć tylko do siebie. To fakt, o którym nie myśli się w pierwszej kolejności.

Czemu musimy lepiej o siebie dbać? To bardzo proste i logiczne. Przede wszystkim musimy być w formie, żeby dobrze zajmować się naszymi dziećmi - mieć na tyle siły, by móc je podnosić, być na tyle sprawnym by je dogonić, wypoczętym tak bardzo, by nie popełnić jakiegoś zgubnego w skutkach błędu. Poza tym dbałość o własne zdrowie przełoży się na wysiłek, który kiedyś nasze dzieci będą musiały włożyć w opiekę nad nami. Otyłość, zła dieta, brak ruchu, krzywe siedzenie na kanapie - widzę to tylko jako problemy kardiologiczne, ortopedyczne, ciągłą obawę moich dzieci o moje zdrowie, ich czas, ich pieniądze, które wydadzą na opiekę, sprzęt medyczny itp. Nagle coś takiego jak mój komfort i przeświadczenie  w stylu "robię to dla siebie samej" schodzą na dalszy plan. Jest jeszcze kwestia długości życia - im będziemy zdrowsi tym większe mamy szanse doczekać późnej, szczęśliwej starości z wesołymi wnukami u stóp. 

Źródło
Myślicie, że za wcześnie się tym przejmuję? Raczej za późno. Zdecydowanie za późno. Po trzydziestce metabolizm słabnie, organizm przyzwyczajony od lat do lekkiej nadwagi obudowuje się tym chętniej nadmiarowym tłuszczykiem a zgubienie kilograma czy dwóch urasta do rangi przedsięwzięcia. Czasu też jest mniej - na sport i rekreację. I siły jest zdecydowanie mniej, bo dzieci jednak męczą, a kiedyś będzie męczyła mnie praca. Nim się obejrzę, a będę miała 40-kę na karku i żadnego sportu w swoim tygodniowym grafiku. 
Dlatego istotne są wcześniejsze przyzwyczajenia żywieniowe i ogólnie aktywny tryb życia. Po 30-ce nadal można go prowadzić - z tym, że mnie jest bardzo ciężko to zrobić. Mając do wyboru film na kanapie wieczorem albo chociaż spacerek do paczkomatu zazwyczaj wybieram własny komfort - choć wiem, że w dłuższej perspektywie spacer będzie i przyjemniejszy, i korzystniejszy. Nie dbam o siebie - a jestem to winna swoim dzieciom.

Jestem im też winna codzienną estetykę życia. Dziecko to pudełko, do którego sami wkładamy różne cechy, przyzwyczajenia. To od nas uczy się co jest ładne, jak wygląda zadbany dom, jak funkcjonuje rodzina. O tym też zapominamy na co dzień. Skupiamy się na dzieciach, ale same już chodzimy w wyciągniętych ciuchach, z wiecznie nieumytą głową. Warczymy na męża, a on na nas. A w domu bajzel - bo trzeba było zająć się dziećmi.

Skądś jednak dzieci wynoszą swoje przyzwyczajenia. Z domu wynoszą: wiedzę na temat higieny i czystości też. Nie trzeba zaraz obsesyjnie pucować okien ani też wielkiej krzywdy na psychice nie zrobi nieposprzątany po śniadaniu stół. Samo sprzątanie de facto jest świetną nauką dla dzieci, że o dom się dba - i dobrze, gdy odbywa się przy ich udziale. 

Źródło
Zastanówcie się skąd się bierze takie świętokrówskie przekonanie niektórych, że porządek robi się sam? Brak poczucia obowiązku, odpowiedzialności za przestrzeń? Dużo robi sprzątanie poza wiedzą i wzrokiem dzieci. Kiedy np. ogarniamy mieszkanie, jak dzieci pójdą spać, a nie, kiedy same w tym domu bałaganią. Swego czasu, powiedzmy 30 lat temu, był taki jasny podział wśród rodzeństwa: siostrzyczki pomagają mamie w domu a chłopcy nie muszą. A potem, kiedy w małżeństwa wdarło się burzliwe równouprawnienie i panie zaczęły od swoich mężczyzn wymagać - panowie obudzili się z rękami w nocnikach: "To porządek nie robi się sam? Przecież w domu zawsze było czysto". Eliminując z życia dzieci ciężar sprzątania osiągniemy ten sam efekt - będzie im trudniej dbać o własne domy, być współodpowiedzialnym za mikroklimat własnego mieszkania.


To nieprawda, że dzieci są za małe na obowiązki. Jeśli są faktycznie za małe na wykonywanie zadań (noworodek, niemowlę) niech nadal nie będą od tego izolowane, tylko obserwują, że mop jest naturalnym obiektem w domu i służy do dbania o powierzchnie płaskie a mleczko to ta wielka butla, którą mama przenosi z kąta w kąt i nagle robi się czysto na półkach. Niech dzieci sprzątają swoje zabawki i wiedzą co to znaczy "odłożyć na miejsce". To niewiele, ale zarazem bardzo dużo.

Źródło
Bardzo istotne są też relacje względem siebie. Kiedyś, kiedy niespodziewanie pocałowałam męża przy śniadaniu córka spytała czy tatuś jest chory i czy się uderzył. Wiedzieliśmy wtedy z mężem, że "robimy to źle". To nie tak, że nagle zaczęliśmy na siłę okazywać sobie uczucie, ale wiemy teraz kto na nas patrzy. Jeśli podnosimy ton to nie przy dzieciach... dobra... przy dzieciach, ale rzadziej. Kłócić się też muszą uczyć. Uczymy więc ich miłości między mamą a tatą, miłości mamy i taty do nich oraz troszkę też pokazujemy, że kłótnie są w standardzie każdej rodziny. 

To też jest obowiązkiem wobec dzieci: być przy nich najlepszym człowiekiem, jakim możemy być. Bo czego więcej możemy ich nauczyć niż umieć się starać i aspirować do wielkości? Próbować niemożliwego i mieć marzenia?

Wiem, że to trudne i bolesne, ale wyobraźcie sobie, że nagle znikacie. A teraz wyposażcie swoje dzieci w wartości, które pomogą im przetrwać na świecie bez was. Będą im potrzebne za kilka ładnych lat (choć nigdy nie wiadomo co będzie) - ale nauka powinna zacząć się już teraz.

Myślicie o tym czasem?

Pozdrawiam Was,
O.

Źródło



Komentarze

  1. Czasami myślę, że dziś jest mój ostatni dzień w pracy. Że nie wrócę do domu, coś się stanie. Że mnie zabraknie. Jak żonie przekazać tajemną wiedzę, że śmieci, które ona wrzuca do garażu same nie znikają. Nie segregują się samoczynnie. Że podłoga sama się nie czyści że śladów opon jej samochodu, że piasek z kół sam nie wymiata się, rowery same się nie smarują... Jak dzieci nauczyć przed odejściem, że 9 na 10 osób, które poznają w życiu jest im zbędna, bo to ludzkie śmieci i łachy. W końcu jak wychować dzieci na dumnych Polaków, którzy nie pozwolą wymazać swoich osiągnięć i dumy z bycia Polakiem. Tylko spędzając z nimi tyle czasu, ile się tylko da.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l