Przejdź do głównej zawartości

Z punktu widzenia mamy: pensjonat Silverton w Białce Tatrzańskiej

Wracamy do domu. Można powiedzieć, że znów będę musiała zacząć się martwić o robienie obiadu, śniadania, sprzątanie domu. Ale czy wakacje z małym dzieckiem tak bardzo różnią się od codzienności? Nawet, jeśli mamy wykupione smaczne obiady to i tak muszę dbać, by Pola jadła pomiędzy nimi, przygotowywać jej kanapkę czy owoce na wypad w góry, pilnować, żeby posiłki nie zawierały mleka a w razie awarii podać szybko syrop antyalergiczny. Nadal trzeba dbać o jej drzemki, by się nie zmęczyła, wysmarować ją kremem i wziąć dwie pary zapasowych ubrań bo tu sikanie, tam górski potok - wiadomo. Wszystko kręci się w okół niej. Nawet ciąża ma jakby mniejsze priorytety, bo nie trzeba tego malucha karmić, odpowiednio ubierać, pilnować, żeby się nie przegrzał. Słowem - w domu, czy na wakacjach - jest prawie tak samo. Różnicą są piękne tereny, choć przyznam, że od czasu przeprowadzki do Pszczyny nie mam aż takich potrzeb, by to piękne miasto zostawiać na zbyt długo.

Cieszę się na perspektywę moje mieszkania - większego niż hotelowy pokój, w którym ciężej o nudę dla 1,5 rocznego dziecka, a łatwiej o chłód i odpoczynek. Grube mury starego budownictwa utrzymują w domu maksymalnie 24 stopnie, wieczorem dom przyjemnie się schładza - czy upały nie będą tam lepsze? No i niezmiennie urok własnej pralki, opanowanej do mojej, prywatnej perfekcji organizacji domu - obiadów zsynchronizowanych ze spacerami, prasowania wieczornego przy ulubionym serialu, czy w końcu pracy przy biurku, a nie z rozgrzanym laptopem na kolanach, w hotelowym łóżku. Tak, zdecydowanie chcę już do domu.

Zawsze byłam tym dzieckiem, które w lipcu już czekało na wrzesień. Za wakacjami sensu stricte nie przepadam - jak za jakimkolwiek przymusem. Masz odpoczywać teraz i już. Lubię wyjeżdżać w innym czasie niż cała Polska i lubię po swojemu. Może dlatego po raz kolejny przeklinam w duchu (a czasem i na głos) obiecując sobie, że więcej już w sezonie letnim nigdzie nie jadę! Ostatnie wakacje sierpniowe były z Polą w brzuchu, te są z małym Adamem (tak chcemy nazwać maluszka - a przynajmniej tak woła Polka na mój pępek). Może to taka prawidłowość, że trzeba się w tej ciąży umęczyć do granic możliwości. Poprzednio wylądowaliśmy nad polskim morzem, w krainie parawanów widocznych z kosmosu, zbyt taniego groupona i za blisko moich rodziców. Teraz rodzice są na drugim końcu Polski, my wakacjujemy w przyzwoitym hotelu, a że jest tłok, no cóż - nie ma co się spodziewać refleksyjnej pustelni na najbardziej obleganych szlakach Tatr.

Sam wybór pensjonatu Silverton był wyborem ekonomicznym. Groupon za 1200zł z wyżywieniem (7 dni) + zniżka do Termy Bania i do tego jeszcze dobra infrastruktura dziecięca - wszystko to przeważyło i pojechaliśmy ze względów praktycznych - nie liczyliśmy ani na ekskluzywny hotel, ani na opuszczoną, podhalańską wieś, kontakt z naturą i widok na Tatry - Białka Tatrzańska w końcu.


Nie zawiedliśmy się w naszych oczekiwaniach. Miejsce, jak i cena, okazały się przystępne. Na drzwiach zachęcająca naklejka, że obiekt, zdaniem portalu okiemmamy.pl jest przyjazny rodzinie z dziećmi tym bardziej zachęcał, ale kilka rzeczy mogliby poprawić w Silvertonie (czcionką do złudzenia przypominającą Sheraton pisanym), by faktycznie sprostać goszczeniu rodzin z dziećmi.

Najpierw plusy miejsca, bo to one determinowały nasz wybór i dzięki tym udogodnieniom w ogóle przyjechaliśmy w to miejsce.

Plac zabaw na zewnątrz obiektu jest absolutnie fantastyczny. Pola może go obsługiwać samodzielnie (1,5 roku). Niskie schody, poręcze o dobrym rozstawie dla małych rączek, płotek zabezpieczający, niezbyt stroma zjeżdżalnia. Do tego uroczy domek z uchylanymi okiennicami i dwie huśtawki - obie z oparciem (no dobra, na huśtawki trzeba ją wsadzić). Do tego konik i bujak na spirali. Elementy do wspinaczki dla starszych dzieci też super. Wszystko z drewna, jednolite, nie trąci pstrokacizną - to też plus.





Plac zabaw uzupełniają różowy rowerek i samochodzik - dla dzieci absolutne hity i świetne atrakcje. Dla rodziców, tuż obok, znajdują się leżaki skierowane na Tatry, ze stoliczkami, gdzie można postawić schłodzony napój. Leżaki są gustowne, grafitowe, z podłokietnikami - prawdziwy luksus. Przy większych dzieciach, bawiących się samorzielnie (2+) można spokojnie się zrelaksować.

Drugi plus to wewnętrzna sala zabaw - znajdują się tam zabawki dla dzieci w wieku 0-5 i jest ich tyle, że zaopatrzyłyby dwa przedszkola. Pola budząca się skoro świt ma więc czym się zająć przed śniadaniem.

Stołówka wyposażona jest w krzesełka dziecięce, obiekt posiada windę, dysponuje pościelą dziecięcą, ręczniczkami dla dzieci i łóżeczkiem turystycznym (dodatkowo płatne). Kuchnia jest dość elastyczna: poprosiliśmy kilka razy o niezabielaną zupę dla Poli i taka też na nas czekała. Podobnie z zabieraniem jedzenia do pokoju - nie było problemu. Na korytarzu ogólnodostępne lodówka i mikrofalówka ułatwiają dożywianie dzieci (i rodziców) między posiłkami.

Cały pensjonat jest nowy i ładnie urządzony. Gustownie pomalowane na szaro pokoje zawierają i nowoczesne akcenty (lampy, decor na ścianie) i klasyczne, hotelowe standardy (telewizor, czajnik, toaletka). Pościel i ręczniki są typowo hotelowe - z logo pensjonatu - i są wymieniane co 3 dni. Łóżka bardzo wygodne, a łazienka czysta i stylowa. Pensjonat dysponuje miejscami parkingowymi dla gości i generalnie dobrą infrastrukturą wózkową (wózkownia, podjazd dla wózków itp.).






Największy plus to oczywiście pobyt gratis dziecka do 3 roku życia. Dzięki tej ofercie Pola ma tu z kim poszaleć w sali zabaw - dużo jest dzieci niewiele tylko starszych lub młodszych od naszej córeczki.

Niestety pensjonat ma też sporo minusów, które nasz pobyt skutecznie utrudniają. To właśnie te małe defekty sprawiają, że osobiście przemyślałabym raz jeszcze tę naklejkę z okiemmamy.pl.

Przede wszystkim grubość ścian - kiedy prawie każdy odgłos jest wyraźnie słyszalny dziecko bardzo trudno uśpić (a zdarzają się za ścianą rozwrzeszczane hordy dzikich dzieciaków rozentuzjazmowanych nawet po 22:00). Podejrzewam, że w związku z tym i Polka budzi sąsiadów bardzo wcześnie, czy nawet w nocy, kiedy rykiem alarmuje, że chce mleczko.

Problemem jest też prysznic - mocowany u góry. Nie ma słuchawki, którą mogłabym Polkę polewać, tylko deszczownica na stałe zamocowana do ściany. Strumień jest do tego tak silny, że trzeba mocno kombinować, by lejąca się woda nie była dla malucha za mocna. Siłą rzeczy - codziennie myjemy głowę, bo nie ma zupełnie jak tej deszczownicy skierować na ścianę (no, chyba, że chcemy przeziębić dziecko).

Bardzo jasne rolety też nie sprzyjają długiemu snu dziecka - podobnie jak krowa za oknem, która z entuzjazmem ryczy co chwilę. Pola nauczyła się co prawda mówić "mucy" (muczy), ale to słaba rekompensata w porównaniu z żądaniem dziecka, by o 6:00 rano iść z nią na pastwisko!

Minusem jest też wcześniej zaplusowana sala zabaw w środku pensjonatu. Niestety tak duża ilość zabawek sprawia, że Pola przez pierwszych 5 minut stoi zdezorientowana i nie wie co brać do rąk. A jest spory wybór: autka, resoraki, samochody, transfromersy, roboty, wielopoziomowy garaż, tor samochodowy i warsztat, trampolina, dziecięce stoliki grające i szereg zabawek typu grający, plastikowy Fisher Price, pluszaki, domek, stacje kuchenne, wózek, kilka lalek, stolik z krzesełkami, stacja do przewijania lalki, łóżeczko, krzesełko do karmienia, serwis kuchenny itp. itd. A wszystko w pokoju 3 metry na 6 metrów wymalowanym w postaci z Kubusia Puchatka - za dużo tego wszystkiego. Niechby już były te zabawki, ale jakoś pochowane w kartony czy pudła, a nie leżące luzem na podłodze tak, że nawet małe dziecko nie da rady przejść!

Nie jestem w stanie zrozumieć też logiki darmowej miejscówki dla dziecka ale już nie wyliczenia dlań porcji obiadowej. Nawet, jeśli mama miałaby oddać maluchowi pół swojego talerza (co się dzieje w 95%), to powinno dla dziecka być przygotowane nakrycie - sztućce, miseczka itp.

No i ostatni mankament - sprzątanie. W pokojach, gdzie są dzieci ciężko o porządek - co niejako wyjaśnia brak zdjęć z pokoju hotelowego. Co chwila coś jest brudne, a sprzątanie co 3 dni (w piątek, w poniedziałek itd.). Do tego samo sprzątanie objęło ostatnio wymianę ręczników i odkurzenie - łazienka nieruszona (a ta najbardziej się brudzi).

Tyle minusów - da się przeżyć, zdecydowanie, ale tak na dobrą sprawę, poprawienie tych kilku rzeczy, nie powinno stanowić problemu dla właścicieli i obsługi (swoją drogą bardzo miłej, spełniającej nasze wszystkie prośby i sympatycznej obsługi). 

Skracamy nasz pobyt w Silvertonie, nie z przyczyn hotelowych, bo w sumie bardzo nam się tu podoba, a z racji upałów. Przy pogodzie 30+ stopni nie sposób miło spędzać czasu w tej okolicy - spacery i długie wyprawy w góry odpadają, podobnie siedzenie w pokoju o metrażu 11m kwadratowych. Wyjeżdżamy zatem cztery dni wcześniej, które to dni planujemy wykorzystać w październiku, kiedy trochę się ochłodzi. Chętnie tu wrócimy.

Pozdrawiamy rodzinnie z ostatnich chwil górskich!

*Nie załączam zdjęć sali zabaw czy krzesełek do karmienia z Ikei, bo zbyt dużo dzieci jednocześnie korzysta z tych urządzeń - na zdjęciach nie byłoby tylko naszej rodziny, ale i inni goście pensjonatu.

Komentarze

  1. Szkoda ze musieliście skrócić pobyt! Miejsce wygląda na fajne, mimo opisanych minusów (które występują i tak w większości hotelów, więc w sumie dramatu nie ma) ale jednak te cholerne upały torpedują wszelkie plany! Gdy G. ma wolne też chcielibyśmy gdzieś pojechać, no ale nie da się. A on na noc teraz pracuje, więc wieczorem (gdy się da!) jesteśmy uziemieni. Słowem - cholerne upały, go away! A w Tatry chętnie bym się wybrała, ale raczej jesienią :) Buziaki dla całej 4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te cholerne upały zaowocowały właśnie nieprzespaną nocą z gorączką ponad 39 stopni u małej Poli, więc chyba dobrze, że wróciliśmy wcześniej. Nie wyobrażam sobie chorowania w hotelu. No, ale i tak miejsce super - tak jak piszesz, nie ma dramatu z minusami. Chyba jeszcze nie znalazłam miejsca, żeby ich nie było (takie, albo inne), więc pensjonacik całkiem całkiem - od innych pensjonatów znacząco odbiega a hotelom niewiele mniejszy.

      Usuń
    2. Byliśmy zimą w Czerwonych Wierchach, to chyba obok, bo poznaj tereny, a i ten Silverton wydaje mi się znajomy!

      Usuń
    3. Tak, to zaraz obok :) I jak było?

      Usuń
  2. Białka - fajne miejsce na spokojny wypoczynek i świetne miejsce wypadowe w góry lub do zatłoczonego Zakopanego. Poza tym stok i termy. W Silvertonie nie byliśmy ale jak to lokalnie "godojo": wygląda zacnie, heeej ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l