Przejdź do głównej zawartości

Gubałówka latem i szlak na Witów, czyli Tatry w ciąży i z roczniakiem

Kochani, jeśli na Gubałówkę to proponuję takie miesiące jak październik, listopad, początek grudnia. Może kwiecień. W sezonie (a w szczególności letnim) po prostu nie, nie jedźcie tam!

Kilka informacji praktycznych:

Jeśli wybieracie się tylko po to, by zobaczyć jak jest na Gubałówce... zostańcie na Krupówkach. Też widać Giewont, a nie płaci się za wjazd. Kolejka linowa droga w cholerę. Ulgowy (tu kupiony nielegalnie bo co prawda legitymacja jest, ale lat 26 już dawno nie ma... z drugiej strony nikt nie sprawdza, więc...) 13zł w jedną stronę (15zł cały). Można kupić z opcją powrotną (21zł cały, 17zł ulgowy). Jeśli już, kupować przez Internet, odpada Wam stanie w kolejce. Jeśli jednak nie macie takiej opcji to idźcie do biletomatu przed wejściem (kolejka 10 minut, do kas 20/25 minut). Wjazd trwa ok. 5 minut. Warunki średnie: zaduch, tłok, ścisk, nie ma się czego chwycić, miejsc do siedzenia z 5 na przedział. Osób jedzie z 20 w przedziale. Ciężarnym nie polecam, bo o uraz brzucha łatwo. Dla dzieci atrakcja średnia (bo ten ścisk i nic nie widać), więc doprawdy nie wiem o co tyle hałasu z tą Gubałówką. Na górze Krupówki bis, stragany, konie, oscypki i drogo koszmarnie.


Jest jednak alternatywa. Jeśli zamiast parkować pod Gubałówką pojedziecie przez Kościelisko aż do skrzyżowania szlaków na Gubałówce znajdziecie tam całkiem fajny parking za 3zł/godzina (identyczne ceny co na dole!). Z parkingu na prawo można po kwadransie dojść do stanowisk przekupek (a znajdziecie tam wszystko: lody, węgierskie sękacze, ścianki wspinaczkowe, knajpy regionalne, bary fast-food, trampoliny, kule na wodzie, zjazd na linie, dmuchane zamki, bryczki konne i przejażdżki w siodle, strzelnicę, wędzarnie oscypków, zdjęcie z Bernardynem, przejażdżki na quadach, odzież, gadżety z Zakopca i wszytko, co przeoczyłam, czyli całkiem sporo jarmarcznego badziewia klasy C).

Za to w drugą stronę od parkingu, właśnie w lewo na skrzyżowaniu szlaków znajdziecie uroczą ścieżkę na Witów. 

Trasa tam zajmuje ok 2 godziny (czyli z dzieckiem jakieś 3-4 godziny). Plus trasy - całkowicie przejezdna wózkiem. My niestety popełniliśmy dwa błędy: wjechaliśmy na górę kolejką i wózka nie wzięliśmy (Tulę jedynie). Zanim doszliśmy do rozwidlenia straciliśmy już ze dwie godziny na targowisku gubałczańskim i na trasie do Witowa spędziliśmy tylko godzinę... ale za to jaką!

Najpierw krowy, potem kilkadziesiąt metrów przez urokliwy lasek. Przy ścieżce krzaki jagód. Jodły i świerki wyglądały jak z bajki a wysypana jasnym żwirem ścieżka sprawiała wrażenie nieprawdopodobnej.









Długo zastanawiałam się, czy to nie prywatna posesja. Wszystko równiutkie jak z folderu, absolutnie piękne. Zaraz za laskiem znów ta malownicza droga, patrzę i oczom nie wierzę. Świerki zapewniały cień na drodze wiodącej pośród malowniczych polan, pośród polnych kwiatów i łąk. W oddali widać było po jednej stronie Tatry, wielkie, wysokie i majestatyczne, po drugiej Podchale, sielskie i mięciutkie niczym poprzetykane mchem. Wielkie i groźne góry drzemały cicho pod pierzynką z chmur - w końcu zapowiadali złą pogodę. Podhale kąpało się w słonecznych promieniach, widać w nich było chyba każdy domek stąd aż do Bukowiny Tatrzańskiej. Co za miejsce! Przed nami szła rodzinka z dwójką dzieci, zawrócili (pewnie jak my, zbłąkani uciekinierzy z Gubałówkowego gwaru) do auta po pół godzinie. My rozsiedliśmy się na łące, zjedliśmy brzoskwinie skradzione z hotelowej stołówki, pozwoliliśmy Polce gonić muchy, zrywać kwiatki i kontemplować życie łąkowych żyjątek przez kolejne pół godziny. W tym czasie minęło nas może 5-cioro podróżnych.











Trasa na Witów ponoć cała jest taka fantastyczna i bardzo żałuję, że nie poszliśmy dalej. Dziecko 1+ może spokojnie biegać, chodzić, znikąd nie spadnie, nie straci się go z oczu, nie zginie w tłumie. Brak ruchu turystycznego jest równoznaczny z większym skupieniem maluszka na przyrodzie, która nagle pochłania go w całości. 

Ciężarna też się nie umęczy, trasa prawie cała płaska. No, ale zaczęła dochodzić 16:00 a my musieliśmy wrócić w ten przekupny gwar przepłaconej Gubałówki i zjechać jeszcze na dół. Za półtorej godziny mieliśmy być w hotelu na obiedzie. Myślałam, żeby to olać, ale w sumie mała Pola przez tę godzinę ostatnią ostro maszerowała. Po Gubałówce biegła. A zjadła niewiele od śniadania. Z żalem zebraliśmy się z łąki i pojechaliśmy do domu. Jak nam starczy czasu to jeszcze tam wrócimy - może od drugiej strony? Ponoć z Witowa i do Witowa komunikacja autobusowa chodzi jak ta lala. Nie trzeba z resztą do samego Witowa. Można skończyć marsz w Płazówce, ale wtedy odpada ponoć przebieżka brzegiem czarnego Dunajca. Zawsze też można zawrócić i w sielskich warunkach wracać na parking - co kto lubi. Zdecydowanie chętniej zapłaciłabym za kilka godzin więcej postoju niż za przykrą konieczność wjazdu i zjazdu kolejką linową na Gubałówce.

Pozdrawiamy rodzinnie!
O (i ska).

P.S.
Mąż: Opisałaś całą naszą dzisiejszą podróż?
Ja: Nie, odpuściłam sobie korek.

No, nie, nie odpuszczę. Godzinny Korek od Poronina do Zakopanego? Czy jest kiedykolwiek pora, że nie ma tam idiotycznego zatoru bez powodu?!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l