Przejdź do głównej zawartości

Czorsztyn i Niedzica, czyli okolice Białki Tatrzańskiej

Tour de Pologne. Pieprzone Tour de Pologne! Jakby nie można było tego nazwać jakoś po polsku! A do tego blokuje cały ruch w okolicach Zakopanego na dwa bite dni. I po co to wszystko? Żeby gapiowie zebrali się przy barierkach i przez 5 minut pooglądali zmęczonych sportowców? Czy żeby się pochwalić: nie mamy absolutnie żadnych innych wydarzeń w okolicy, więc wszyscy przyłaźcie i patrzcie.

Sam przejazd kolarzy zajmuje kilka minut. Serio, kilka minut - chyba, że chcesz za nimi biec, to wtedy trochę dłużej. Obserwowanie tego sportu poza telewizorem wydaje mi się idiotyczne. Zapewne dlatego wszystkie stacje Tour de Pologne obfitowały w podłe disco wydarzenia towarzyszące. Pod Wielką Krokwią w Zakopanem przykładowo zorganizowali przejazd młodzików (to akurat spoko), ale już konkurs taneczny i wokalny średnio. Podobnie stoisko T-mobile, głośna loteria Lotto, przejażdżki konne, dmuchany zamek, kramy i budy z żarciem i wiele, wiele innych tandetnych ofert dla ludzi, którzy nie chcą czuć, że to tylko 5-cio minutowy przejazd kolarski.

Zamknęli całe centrum Zakopanego, trasę na Bukowinę i Białkę oraz Nowy Targ. Na dwa dni (w godzinach 10:00 - 18:00). Przepuszczali samochody, owszem, ale w zupełnie nieużytecznych nikomu porach. Ani nie dało się z tego górskiego zapizdowa wyjechać, ani tam wrócić. Tak było wczoraj. Dziś pojechaliśmy w drugą stronę, nad jezioro Czorsztyńskie, bo w ciąży nie wolno mi się denerwować. A nie mogłabym nie kurwować na bezmyślność i arogancję organizatorów, na przymuszanie ludzi do uczestniczenia w sporcie, którego nie znoszą i na psucie mojego urlopu. Jest tyle pięknych tras w Polsce, które wcale nie kolidują z jedną z główniejszych dróg w tym regionie i milionem turystów chcących dostać się do widocznych z daleka Tatr, ale nie - muszą jechać akurat tędy (a przyznaję, że ani to malownicze, ani specjalnie dobrze utrzymane nie jest!).

Z Białki pojechaliśmy więc nad jezioro Czorsztyńskie, gdzie nadal było 35 stopni, ale przynajmniej mogliśmy schłodzić się w najzimniejszym miejscu, jakie przyszło mi do głowy, czyli w zamku.

Wybraliśmy wariant alternatywny. Tłumy zawsze cisną do Niedzicy, bo obiekt lepiej utrzymany, większe muzeum, monstrualna zapora - jest po co jechać. Zamiast wybrać się właśnie tam pojechaliśmy na drugą stronę jeziora do Czorsztyna. Weszliśmy na zamek wiodącym przez las szlakiem (5 minut drogi) za całe 2,50zł (5zł bilet cały). Pod zamkiem jest parking, gdzie za darmo można parkować do 2 godzin lub za 10zł przez cały dzień. Wybraliśmy drugą opcję i od razu kupiliśmy bilety na krótki rejs gondolą z Czorsztyna właśnie do naprzeciwległej Niedzicy (10zł/os, dziecko do lat 3 gratis). Tyle informacji praktycznych.

Sam zamek to ruiny, aczkolwiek bardzo dobrze zachowane i świetnie przystosowane do zwiedzania. Jest baszta, taras widokowy, kilka komnat. Na ścianach opisana historia zamku (można też kupić informator za 2zł przy kasie). Można też podsłuchać przewodniczek, ale wiadomo jak to jest z robieniem rzeczy na gapę - ani o wygodne, ani wartościowe. Jest tam, na zamku, trochę schodów, ciut zakamarków, odrobina wspinaczki. Piękny kontrast cegieł i surowca budowlanego z różnych okresów z surową skałą, na której osadzony jest zamek - robi wrażenie. Podobnie jak okolica widoczna z wyższych partii zamku: całe jezioro, zapora i słynna Niedzica.











Po wyjściu z zamku schodzi się kilka metrów w dół i odbija na lewo - najpierw schodami przez las, później kilkadziesiąt metrów asfaltem i dochodzi się do przystani gondolowej. Tam - klimat jak u ciotki w ogródku. Podły fast-food serwuje zapiekanki i kiełbasę, dzieci krzyczą zjeżdżając do basenu (tak, postawiono tam basenik 2x3m do którego wpada zjeżdżalnia i horda dzieciarni). W cieniu, pomiędzy drzewami rozwieszono hamaki i porozkładano leżaki. Wszystko w ramach biletu do gondoli! Do tego mini plac zabaw: kule na wodzie, dmuchany zamek, takie bajery - absolutnie nie do przyjęcia przy ponad trzydziestostopniowym upale, ale w chłodniejsze dni - czemu nie? W cenie biletu jest też powrót do Czorsztyna, więc nie warto wyrzucać świstka z kasy. Gondole kursują co 10-15 minut do 18:00. Ciekawostka: cena biletu w Niedzicy jest chyba 4zł tańsza, choć nie przypatrzyłam się dokładnie znakom. Na tej linii kursuje jeszcze stateczek (ta sama cena), ale gondolki jakby przyjaźniejsze i bardziej bezpieczne dla dzieciaków - w mojej opinii.
 




Rejs trwa 10-15 minut, jest chłodno i przyjemnie. Kończy się w kąpielisku u podnóża zamku niedzickiego. Jeśli mielibyście ze sobą kostiumy - można trochę popływać (choć woda mętna i zimna). Dalej mocno w górę trzeba wspiąć się do zamku w Niedzicy, a stamtąd można już ruszyć między straganami ku zaporze.






Szybkie kanapki, jabłka i banany, zimne piwo dla męża i woda dla nas z Polą, karmienie psa (nie mieliśmy go ze sobą, ale to nam nie przeszkodziło) i już zwijaliśmy się z powrotem.


Osobiście nie polecam wózka na taką wycieczkę. Przejedzie się nim do zamku w Czorsztynie (5 minut), potem zwiedza się już bez sprzętu ciężkiego (w grę wchodzi nosidło, chusta lub nóżki malucha albo silne ramiona rodzica). Potem, by zejść do przystani wózek trzeba znosić jak z klifu w Jastrzębiej Górze - przez las, stromy stok i po schodach. W Niedzicy wszędzie asfalt i droga przejezdna (choć zamek nie nadaje się na wózek - sprawdzałyśmy to z koleżanką 2 lata temu, nic się nie zmieniło), jednak dystanse tak krótkie, że wózek się nie opłaca - zwłaszcza w obliczu drogi powrotnej już w Czorsztynie, kiedy to trzeba go wnieść z przystani pod zamek albo wybrać drogę okrężną asfaltem (z kilkuset metrową przerwą w asfalcie na duże kamienie), ale mocno pod górę - do centrum Czorsztyna. My rozdzieliliśmy siły. Mąż drałował z Polką pod górę do zamku i dalej pod górę na parking, ja szłam do centrum miasta pchając ciężkie Bebetto pod asfaltową górę w pełnym słońcu. Doprawdy nie wiem co lepsze - chyba jednak moja wyprawa, bo przynajmniej widoki sielskie. Gdyby nie upał byłaby to bardzo fajna wycieczka - idzie się ok 30 minut i wychodzi tuż przy knajpce z domowymi lodami. Idealnie!







Droga z Czorsztyna do Białki - ok 45-60 minut samochodem.

Okolica bardzo malownicza i obfitująca w jeszcze więcej atrakcji - choć dla starszych dzieci, np. spływ Dunajcem, wędrówka ze Szczawnicy brzegiem Dunajca (do Czerwonego Klasztoru) po słowackiej stronie granicy - piękne widoki, łatwa trasa, choć długa. Zwiedzanie zamków też sprawi więcej radości starszym dzieciom, choć nasza mała Pola była zachwycona bieganiem po kamieniach i wspinaczkami absolutnie WSZĘDZIE.


Dzięki tak intensywnemu zwiedzaniu padła już w aucie i śpi nadal, co rodzice wykorzystują na drzemkę, obiad oczywiście blogowanie. Wakacje!


Komentarze

  1. Bardzo fajny wpis :) zapraszamy na naszego bloga, a tam pierwszy wpis o wyprawie do Czorsztyna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia i ciekawy wpis, ale żeby tak naprawdę poczuć klimat zamków warto przyjechać w Pieniny:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz.

Popularne posty z tego bloga

Z punktu widzenia mamy: Białka Tatrzańska - miejsce na urlop z dzieckiem?

Rodzinny wypoczynek w Białce Tatrzańskiej? To chyba jakiś żart. Wybierając to miejsce kierowałam się raczej udogodnieniami w hotelu i dobrą ofertą cenową, niż urokami miejscowości. No, bo kto z Was liczy na urocze i rodzinne chwile w zatłoczonym górskim top ten wakacyjnych wyjazdów? Najgorzej byłoby chyba w samym Zakopanym. Białka Tatrzańska, Poronin i Bukowina Tatrzańska są na drugim miejscu jeśli chodzi o gwar, tłok i brak odpowiedniej infrastruktury urlopowo-dziecięcej. Samo miasto to tak na prawdę wieś biegnąca wzdłuż przelotowej trasy Zakopane-Nowy Targ. Ruch samochodowy jak w dużym mieście, chodnik wąski i tylko z jednej strony. Żadnych barierek - podziwiam rodziców puszczających swoje dzieci solo na takiej trasie. Wędrując z Kaniówki (gdzie mieszkaliśmy) do centrum Białki mija się najpierw enklawę pensjonatów dwugwiazdkowych i typowy polski, wakacyjny relaks. To oczywiście domy typu "U Joanny" czy "Pokoje u Basi" (przy dobrych wiatrach "Pensjonat pod

Siostra i brat, czyli jak nam się poukładały ostatnie dwa miesiące

"Będą jak bliźnięta. Już za rok córka będzie przekonana, że miała brata od zawsze" - powiedziała na którejś wizycie ginekolożka (pewnie na widok mojej niepewnej miny i generalnego zdenerwowania ówczesnym stanem rzeczy). Moja siostra jest ode mnie dużo starsza. Kiedy ona szła do liceum, ja, gówniara, próbowałam śpiewać z playbacku Majkę Jeżowską na akademiach w podstawówce. Nie przyjaźniłyśmy się. Chciałam na siłę szybko dorosnąć, żeby się ze mną zakolegowała. W zasadzie się udało, ale dopiero całkiem niedawno. Wiadomo - mąż, dzieci, praca. Teraz, kiedy mamy jakąś wspólnotę doświadczeń dogadujemy się nawet nieźle. Wcześniej zdecydowanie nie. Dlatego chciałam, by moje dzieci miały więcej ze sobą wspólnego. Mała różnica wieku, którą im z mężem zafundowaliśmy miała temu sprzyjać. I muszę Wam napisać - jest bardzo dobrze! Dzieciaki dogadują się ze sobą świetnie, mimo, że Polka porozumiewa się równoważnikami zdań (z lekką skłonnością ku sienkiewiczowsko-afrykańskiego di

Nie karmię piersią

Karmi się piersią. I już. I kropka. Niekarmienie piersią opatrzone jest współczującymi okrzykami, internetowym poklepywaniem po plecach i grupami wsparcia - bo wiadomo, że skoro piersią nie karmię, to musiało wydarzyć się coś absolutnie strasznego. Nagłówki krzyczą , że w zasadzie nie trzeba mieć wyrzutów sumienia, że to nic złego, albo, że też można poczuć się jak pełnoprawna matka. Deprecjonujące podejście do niekarmienia piersią widać choćby w tych artykułach, które mówią, że od dziś już nie trzeba się tego wstydzić. Ergo - trzeba było (najwyraźniej do wczoraj), wyrzuty sumienia też trzeba było mieć. Wespół oczywiście ze świadomością szkody dla dziecka. Niekarmienie piersią - oblanie społecznego egzaminu z macierzyństwa. Ale zaraz, chwileczkę. Zanim terrorystki laktacyjne zaczną piłować klawiaturę wyjaśnijmy kilka stałych w równaniu tego całego niekarmienia. Przede wszystkim nie twierdzę, że karmienie piersią jest mniej wartościowe. Nie twierdzę też, że karmienie butelką jest l