Wychodzimy przed pensjonat, temperatura dość, powiedziałabym, rześka. No to wkładam długi rękaw, Polce pełnowartościowe, długie body, do tego bluzkę z długim (a jakże) rękawem i jeszcze bluzę do plecaka. Jedziemy. Kanapki zostały - a po co nam kanapki!
Na parkingu pod Doliną Strążyską (na końcu ul.Strążyskiej w Zakopanem) temperatura zgoła inna. Przebieram Polkę w coś lżejszego i tracimy wózek przez zasikanie w trakcie zmiany pieluchy. Wbrew pozorom okazuje się to jednym z lepszych rozwiązań tej wycieczki.
Wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego dość tani: bilet normalny 5zł, ulgowy 2,50zł, Polka wchodzi cichaczem pod budką strażnika.
Pan ze zdziwieniem odnotowuje jej obecność i wręcza jej jeszcze książeczkę PTTK na pieczątki (5zł). Przy wejściu/wyjściu z doliny mało zachęcające toalety i już, już - Tatry. Wszyscy zdziwieni, że Pola taka mała, a tak zasuwa do góry, biegiem po kamieniach!
Naszą podróż możnaby streścić tak: "Tati, hopa, hopa" (Polka na rękach). "Chcesz do Tuli?" pytam zachęcająco. "Tuli, tuli, tuli" krzyczy Pola, więc podróżuje w Tuli. "Mamo nie, nie, nie ma, nie mamo" - Pola nie chce być w Tuli. "Pójdziesz na nóżkach?" znów pytam. "Nie" - po czym odbiega. Albo "Tak, Misia" - i leci w las szukać tego cholernego niedźwiedzia. Cały cykl powtarzamy co kwadrans dorzucając jeszcze elementy w stylu "pije, pije", albo próby założenia kapelusza. Finał na Strążyskiej Polanie - Pola uwolniona po kwadransie w Tuli chce biegać WSZĘDZIE! My padamy, spoceni, zmęczeni, wykończeni. Ona nie - a jeszcze trzeba wrócić! Wracamy głównie w Tuli bo wszyscy trochę już mamy dość, przerwa na moczenie nóg w potoku, radość na widok toi toiów i heja do domu!
W rzeczywistości, pomiędzy tą dziecięcą ambiwalencją turystyczną doświadczyliśmy całkiem sporo pięknych momentów, fajnych widoków i w sumie spacer zaliczamy do udanych.
A teraz garść praktycznych informacji:
Piszą w przewodnikach, na szlaku, że trasa zajmuje 40 minut. Nie, moi drodzy. Z dzieckiem lat 1 i miesięcy 5 trasa ta zajmuje prawie 2 godziny.
Dziecko po prostu tak ma, że tu chce kwiatek, tu niedźwiedź, tu ktoś robi zdjęcie i dlaczego ono tego aparatu mieć nie może? Czapka - nie, a może jednak tak? Tu przerwa na picie, tu to, tu tamto. Czasem chce iść pieszo (tempo żółwie), czasem chce, by zdyszany jak pociągowy koń ojciec biegł ile sił w nogach pod górę krzycząc "hopa, hopa" (tempo się zwiększa). Za tą dwójką smętnie snuje się matka w ciąży, na którą też trzeba poczekać. W sumie założenie 2 godzin na trasę tam (i jednej na powrót) to optymalne rokowania.
O co trzeba zadbać? Krem z filtrem (co dwie godziny), dobre buty (moje zostały w domu, szłam w trampkach - średnio), prowiant (Polka wsunęła owoce z Hippowskiej tuby i biszkopta w aucie - finito. No, skoro tak je, po cholerę mam targać kanapki?!), woda (1,5l + bidon dla Poli - wystarczy, zawsze można dokupić w schronisku), pieluszki (max. 3). W zasadzie cała reszta okazała się zbędna (zmienne ubranie, mapa itp.). Można wziąć jeszcze koc piknikowy by rozsiąść się wygodnie na polanie, ale w sumie ta Strążyska do wielkich nie należy, a i stoły z ławeczkami się znajdą do siedzenia.
Dolina Strążyska jest szlakiem bardzo zatłoczonym. Ciężko na nim o chwile ciszy, spokoju czy leniwego snucia się brzegiem Tatrzańskiego potoku. Podobnie Strążyska Polana, cała zatłoczona tak, że nie sposób tam rodzinnie biwakować. Ba, trudno nawet o zdjęcie bez innych turystów!
Lepiej nastawić się na szybki marsz, pajdę ze smalcem w schronisku (tu zwanym Herbaciarnią!) i kilka reprezentatywnych fotek Giewontu.
My szliśmy wspomagani Tulą. Siła wyższa (wózek zasikany). Było jednak sporo odważnych, którzy wózki brali, bo przecież przewodniki (w tym nasz) mówią, że dolina przejezdna wózkiem i nie ma problemu. Może dla niektórych, ale dla mnie, matki parkowo-spacerowej to nie jest trasa na wózek, tylko na ekstremalnie siłową przepychankę wózka po dość sporych kamieniach.
Wózki porzucano na trasie, zawracano. Widywałam ojców dziarsko pchających wózki do góry i matki niosące bobasy z tyłu (miny miały średnie). Jedni rodzice, sympatyczna para spod Warszawy, podobnie jak my, nieśli swoje 8-miesięczne niemowlę w Tuli - ci bez problemu dotarli na Polanę. Podobnie rodzice dysponujący profesjonalnym, górskim nosidłem. Moim zdaniem - to najlepsza opcja. Dla dzieci do 2,5 roku wspomaganie w postaci nosidełka to idealne rozwiązanie. Nawet jeśli już dopchamy ten wózek, wielki, ogromny czołg (bo spacerówka lekka, parasolka odpada w przedbiegach), to i tak pusty - żadnemu dziecku nie w smak takie turlanie się i podskakiwanie na kamieniach. Nierówności sporo, wyboista droga i jedno dość strome, kamieniste podejście. W górę i tak łatwiej niż w dół - jakby więcej tych kamieni (ja nie wiem...).
Trzeba pilnować tętna i nie dopuścić do "utraty tchu" - takie zasapanie mamy może być groźne dla dzidziusia. Trzeba też robić przerwy - kiedy czujemy, że nie mamy już siły - przerwa następuje za późno. Polecam też korzystanie z każdej, napotkanej toalety, bo Strążyska Dolina to nie taka okolica, by sobie skoczyć za drzewko. Z jednej strony potok, z drugiej zbocze górskie. Nie ma jak się ukryć.
Do tego butla wody (bo dwie butle utrudniają już kwestie z sikaniem, wiadomo), kapelusz na głowę, okulary przeciwsłoneczne i dalej w drogę.
Osobiście, choć nie jestem specjalnie sportowa, polecam każdemu. Ciężarna się nie umęczy, dziecko się nie znudzi.Trasa optymalna pod względem poziomu trudności. Nie będziemy porywać się na wyższe wycieczki - zostaniemy raczej przy krótkich trasach spacerowych. Te, wbrew pozorom, do krótkich nie należą. Wyjechaliśmy z pensjonatu w Białce Tatrzańskiej ok 9:30, na parkingu byliśmy godzinę później (korki wyjazdowo-wjazdowe do Zakopanego). Zanim się ogarnęliśmy i zjedliśmy lody było po 11:00. Z TPN wychodziliśmy ok 15:00. To dość dużo czasu bez jedzenia (śniadanie o 8:30), na nogach i na świeżym powietrzu. Dzieciaki będą zmęczone i głodne (dorośli też). Ze Strążyskiej Polany można pójść jeszcze dalej, ale to zrobimy pewnie za jakieś 2, 3 lata.
Pola zasnęła w drodze powrotnej - śpi nadal. Zimny obiad czeka na podgrzanie. Zastanawiamy się czy porywać się jeszcze na festyn białczański, czy po prostu pójść pożegnać krowę, zanim pan znów zabierze ją Polce sprzed nosa na nocleg do obory. No, i takie dylematy wakacyjne to rozumiem!
Na parkingu pod Doliną Strążyską (na końcu ul.Strążyskiej w Zakopanem) temperatura zgoła inna. Przebieram Polkę w coś lżejszego i tracimy wózek przez zasikanie w trakcie zmiany pieluchy. Wbrew pozorom okazuje się to jednym z lepszych rozwiązań tej wycieczki.
Wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego dość tani: bilet normalny 5zł, ulgowy 2,50zł, Polka wchodzi cichaczem pod budką strażnika.
Pan ze zdziwieniem odnotowuje jej obecność i wręcza jej jeszcze książeczkę PTTK na pieczątki (5zł). Przy wejściu/wyjściu z doliny mało zachęcające toalety i już, już - Tatry. Wszyscy zdziwieni, że Pola taka mała, a tak zasuwa do góry, biegiem po kamieniach!
Naszą podróż możnaby streścić tak: "Tati, hopa, hopa" (Polka na rękach). "Chcesz do Tuli?" pytam zachęcająco. "Tuli, tuli, tuli" krzyczy Pola, więc podróżuje w Tuli. "Mamo nie, nie, nie ma, nie mamo" - Pola nie chce być w Tuli. "Pójdziesz na nóżkach?" znów pytam. "Nie" - po czym odbiega. Albo "Tak, Misia" - i leci w las szukać tego cholernego niedźwiedzia. Cały cykl powtarzamy co kwadrans dorzucając jeszcze elementy w stylu "pije, pije", albo próby założenia kapelusza. Finał na Strążyskiej Polanie - Pola uwolniona po kwadransie w Tuli chce biegać WSZĘDZIE! My padamy, spoceni, zmęczeni, wykończeni. Ona nie - a jeszcze trzeba wrócić! Wracamy głównie w Tuli bo wszyscy trochę już mamy dość, przerwa na moczenie nóg w potoku, radość na widok toi toiów i heja do domu!
W rzeczywistości, pomiędzy tą dziecięcą ambiwalencją turystyczną doświadczyliśmy całkiem sporo pięknych momentów, fajnych widoków i w sumie spacer zaliczamy do udanych.
A teraz garść praktycznych informacji:
Piszą w przewodnikach, na szlaku, że trasa zajmuje 40 minut. Nie, moi drodzy. Z dzieckiem lat 1 i miesięcy 5 trasa ta zajmuje prawie 2 godziny.
Dziecko po prostu tak ma, że tu chce kwiatek, tu niedźwiedź, tu ktoś robi zdjęcie i dlaczego ono tego aparatu mieć nie może? Czapka - nie, a może jednak tak? Tu przerwa na picie, tu to, tu tamto. Czasem chce iść pieszo (tempo żółwie), czasem chce, by zdyszany jak pociągowy koń ojciec biegł ile sił w nogach pod górę krzycząc "hopa, hopa" (tempo się zwiększa). Za tą dwójką smętnie snuje się matka w ciąży, na którą też trzeba poczekać. W sumie założenie 2 godzin na trasę tam (i jednej na powrót) to optymalne rokowania.
O co trzeba zadbać? Krem z filtrem (co dwie godziny), dobre buty (moje zostały w domu, szłam w trampkach - średnio), prowiant (Polka wsunęła owoce z Hippowskiej tuby i biszkopta w aucie - finito. No, skoro tak je, po cholerę mam targać kanapki?!), woda (1,5l + bidon dla Poli - wystarczy, zawsze można dokupić w schronisku), pieluszki (max. 3). W zasadzie cała reszta okazała się zbędna (zmienne ubranie, mapa itp.). Można wziąć jeszcze koc piknikowy by rozsiąść się wygodnie na polanie, ale w sumie ta Strążyska do wielkich nie należy, a i stoły z ławeczkami się znajdą do siedzenia.
Dolina Strążyska jest szlakiem bardzo zatłoczonym. Ciężko na nim o chwile ciszy, spokoju czy leniwego snucia się brzegiem Tatrzańskiego potoku. Podobnie Strążyska Polana, cała zatłoczona tak, że nie sposób tam rodzinnie biwakować. Ba, trudno nawet o zdjęcie bez innych turystów!
Lepiej nastawić się na szybki marsz, pajdę ze smalcem w schronisku (tu zwanym Herbaciarnią!) i kilka reprezentatywnych fotek Giewontu.
My szliśmy wspomagani Tulą. Siła wyższa (wózek zasikany). Było jednak sporo odważnych, którzy wózki brali, bo przecież przewodniki (w tym nasz) mówią, że dolina przejezdna wózkiem i nie ma problemu. Może dla niektórych, ale dla mnie, matki parkowo-spacerowej to nie jest trasa na wózek, tylko na ekstremalnie siłową przepychankę wózka po dość sporych kamieniach.
Wózki porzucano na trasie, zawracano. Widywałam ojców dziarsko pchających wózki do góry i matki niosące bobasy z tyłu (miny miały średnie). Jedni rodzice, sympatyczna para spod Warszawy, podobnie jak my, nieśli swoje 8-miesięczne niemowlę w Tuli - ci bez problemu dotarli na Polanę. Podobnie rodzice dysponujący profesjonalnym, górskim nosidłem. Moim zdaniem - to najlepsza opcja. Dla dzieci do 2,5 roku wspomaganie w postaci nosidełka to idealne rozwiązanie. Nawet jeśli już dopchamy ten wózek, wielki, ogromny czołg (bo spacerówka lekka, parasolka odpada w przedbiegach), to i tak pusty - żadnemu dziecku nie w smak takie turlanie się i podskakiwanie na kamieniach. Nierówności sporo, wyboista droga i jedno dość strome, kamieniste podejście. W górę i tak łatwiej niż w dół - jakby więcej tych kamieni (ja nie wiem...).
Trzeba pilnować tętna i nie dopuścić do "utraty tchu" - takie zasapanie mamy może być groźne dla dzidziusia. Trzeba też robić przerwy - kiedy czujemy, że nie mamy już siły - przerwa następuje za późno. Polecam też korzystanie z każdej, napotkanej toalety, bo Strążyska Dolina to nie taka okolica, by sobie skoczyć za drzewko. Z jednej strony potok, z drugiej zbocze górskie. Nie ma jak się ukryć.
Do tego butla wody (bo dwie butle utrudniają już kwestie z sikaniem, wiadomo), kapelusz na głowę, okulary przeciwsłoneczne i dalej w drogę.
Osobiście, choć nie jestem specjalnie sportowa, polecam każdemu. Ciężarna się nie umęczy, dziecko się nie znudzi.Trasa optymalna pod względem poziomu trudności. Nie będziemy porywać się na wyższe wycieczki - zostaniemy raczej przy krótkich trasach spacerowych. Te, wbrew pozorom, do krótkich nie należą. Wyjechaliśmy z pensjonatu w Białce Tatrzańskiej ok 9:30, na parkingu byliśmy godzinę później (korki wyjazdowo-wjazdowe do Zakopanego). Zanim się ogarnęliśmy i zjedliśmy lody było po 11:00. Z TPN wychodziliśmy ok 15:00. To dość dużo czasu bez jedzenia (śniadanie o 8:30), na nogach i na świeżym powietrzu. Dzieciaki będą zmęczone i głodne (dorośli też). Ze Strążyskiej Polany można pójść jeszcze dalej, ale to zrobimy pewnie za jakieś 2, 3 lata.
Pola zasnęła w drodze powrotnej - śpi nadal. Zimny obiad czeka na podgrzanie. Zastanawiamy się czy porywać się jeszcze na festyn białczański, czy po prostu pójść pożegnać krowę, zanim pan znów zabierze ją Polce sprzed nosa na nocleg do obory. No, i takie dylematy wakacyjne to rozumiem!
Za dwa dni wybieramy się całą, trójosobową rodziną do Kościeliska. Twoje opisy bardzo pomogły mi zorganizować te kilka dni górskich wycieczek. Choć ja już bez brzucha jestem, to nasz maluch ma dopiero rok i dopiero nieśmiało kroczy o własnych nogach, więc więcej będzie tulenia niż chodzenia. Śmiać mi się chce jak widzę takie obrazki jak te zdjęcia z wózkami. Sama mam x-landera i bierzemy go tylko na lans po Krupówkach ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Magda
Magdo, bardzo, bardzo się cieszę, że w czymś pomogłam. O to chodziło w tych postach. Napisz proszę po powrocie, jak dolinki wczesną jesienią!
Usuń