W swoim ciele najbardziej lubię... swoje dłonie. Chyba dlatego, że widzę je wtedy, gdy podbijają świat. Patrzę na palce zaciskające się kurczowo na kierownicy, na zgrabne paznokcie pomalowane na piękny kolor, jak trzymają kubek z kawą albo uwijają się w ukropie po klawiaturze komputera. Lubię patrzeć na swoje dłonie, kiedy wyrabiam ciasto, kroję, obieram, kiedy sprawnie coś zawijają albo zagniatają, są umazane oliwą z sałatki albo kleją się od słodkiego budyniu. Lubię, kiedy zanurzam dłoń w misce z mąką, kiedy pozwalam ziarenkom soczewicy oblec moją rękę z każdej strony. Te dłonie karmią całą moją rodzinę, wyczarowują przepiękne posiłki, układają pomidorki w sałatce, układają truskawki na cieście i kroją czekoladę do muffinek. Marynują mięsa, obierają rybę na obiad. Są wszechmocne. Ale najbardziej lubię swoje dłonie (a w szczególności jedną dłoń), kiedy czuję w niej drugą, malutką rączkę mojego dziecka. Dzisiaj ta dłoń asekurowała małą dziewczynkę w drodze na jej pierwsze w ży...