Chcę sobie wytatuować Deadpoola. A chwilę później już coś innego. Potem znów sarcastic wit jest jedyną rzeczą, którą chcę wdrukować na swoje ciało, ale jak? Więc wracam do marvelowskiego zabijaki zrobionego z humoru sytuacyjnego. Ale widzę też minę matki, która z dermatologiczną dezaprobatą kasuje mój numer z telefonu, bo jakże tak mieć córkę z takim emblematem. I to w widocznym miejscu! Nie, nie na twarzy, ale przecież cokolwiek poza spodem stopy nie wchodzi w grę w kwestii tatuażu. Cała rodzina musiałaby chyba przegłosować ten projekt.
![]() |
Źródło: Pinterest |
Oni są, i mówię to with all the love in the world, fanami uwarunkowania środowiskowego. Cechy temperamentalne to coś stałego, niezmiennego, ale też mocno biologicznego - a lekarze z założenia nad tym panują. To determinanty zewnętrzne odpowiedzialne są za wybuchy emocji. Nasza wewnętrzna natura je poskramia. Taka postawa też jest, moim zdaniem, mocno uwarunkowana środowiskowo, ale nie o tym dzisiaj, nie o tym. To już mam ułożone.
Mam takie momenty, kiedy decyduję, że od dzisiaj będę już dobrze ułożoną panienką, co to gra kolędy na pianinie i zawsze ma ładnie przypiłowane paznokcie. Mówi taka zawsze spokojnie, stroni od spontanicznej słownej szermierki i zawsze zapewnia innym komfort psychiczno-wizualny cała, od góry do dołu, spowita w pastele. Z golfem. Ale się nie udaje. Zapominam o tym już kiedy wyjdę z domu i poczuję wiatr na twarzy. A kiedy odpalam silnik samochodu i włączam jakąś Selenę Gomez (swoją drogą jej Revival jest całkiem dobrą płytą!), Haim, soundtrack ze Suits - świat kręci się w przeciwnym kierunku a ja staję się wszystkimi żywiołami. To pewnie takie sprzężenie, kiedy wrzucam wyższy bieg i w tym momencie perkusja wybija ten kluczowy beat, albo DJ podkręca bardziej to, co tam robił wcześniej...
Siedzę i gapię się w okno. Obok mnie zwykła-niezwykła sobota. Wielki stół w Modro zajęli studenci i jakiś mało charyzmatyczny dydaktyk próbuje coś tłumaczyć o mailingu i billboardach. Pamiętam jak sama prowadziłam tu zajęcia zanim przegoniłam swoich uczniaków po Muzeum Śląskim i popchnęłam ich ku przepaści interpretacyjnej i znów czuję, że kiedyś panowałam nad umysłami, a dziś już nie budzę takiej inspiracji. I ten Deadpool na łopatce wydaje mi się jedynym wyjściem z tego impasu. Stół obok siedzi mama z trójką dzieci. Wzięła ich do restauracji i całkowicie nad nimi panuje. Ja nad swoimi nie panuję nawet przy stole w domowej kuchni. Żeby siąść z laptopem na godzinę musiałam wyjechać z 30 kilometrów od domu. Władanie żywiołami drastycznie się kończy.
Rodzina, uczelnia, praca - wszystko to są zasady, których musimy przestrzegać. Koleżanka kiedyś, całkiem słusznie, powiedziała mi, że potrzebna jest w tym wszystkim równowaga. Ze skoro rządzimy w domu i w pracy to w sypialni powinnyśmy zostać sponiewierane do granic przyzwoitości. Coś w tym jest - przy tej całej kulturze, wszechobecnej konformizacji bardzo uwalniająco działa zderzenie się z siłą, z którą nie mamy jak walczyć. Choćby to był żywioł pożądania. Albo żywioł wszechświata. Albo chociaż własna osobowość, taka niemożliwa do okiełznania, która rozpędza się jak tornado i jedyne co możemy zrobić to gnać bez tchu dalej.
Można oczywiście wziąć sobie magiczną tabletkę zwaną powszechnie betablokerem. Czasem działa wybornie. Przywraca mi jasność umysłu, zwalnia pracę serca, sprawia, że bez trudu i ze skupieniem słucham innych, reaguję spokojnie. Mięśnie twarzy nie drgają, dłonie się nie trzęsą, twarz się nie rumieni. Zamiast tego w głowie spokojnie racjonalizują się kolejne argumenty i bez trudu panuję nad sytuacją. I'm in complete control. Co ciekawe - nie czuję wtedy wiatru na twarzy a żywioły świata mijają mnie bezszelestnie.
![]() |
Źródło: Pinterest |
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz.