Wakacje. Nie wiem jak u Was, ale u nas nie różnią się specjalnie od reszty roku - poza tym, oczywiście, że jest cieplej. Zawsze miałam taką wizję wakacji - pakujemy dzieciaki do auta i objeżdżamy najbliższe nam krainy. Zamki, polany, rzeki, odleglejsze parki. Jemy na trawie, czasem w knajpkach, wpadamy na weekend do rodziców albo cieszymy się wolnym od ruchu i tłoku własnym kątem. Oglądamy przejeżdżające pociągi, leniwie grzebiemy patykiem w kałuży i brudzimy ciuchy skacząc w błocie. W wolnych chwilach zajadamy lody, porzeczki prosto z krzaka. I wszyscy gromko bijemy brawo Adaśkowi za jego pierwsze sukcesy w pionizacji. Puka do nas ostatni miesiąc wakacji i to wakacji bogatszych o urlopy tacierzyński i macierzyński, kiedy to świat należy do nas, a pracodawca dalej sobie opłaca wszystkie ZUS-y i inne składki, nieświadomy zupełnie, jak byczymy się na polanach "za jego pieniądze". Może uda się wykorzystać sierpień tak, jak sobie wymarzyłam? Lipiec daleki był przecież od ideału...