Realizm jest jak drzewo zasadzone na pamiątkę szóstej klasy podstawówki. Za dobre świadectwo. Mocno się trzyma, urosło już dość wysoko, wszyscy wiedzą, że prezentuje się majestatycznie, ale w zasadzie nikt w rodzinie już nie pamięta czy to dąb czy jesion. Pytają mnie o realizm w polskiej prozie współczesnej, a ja otwieram oczy szeroko ze zdumienia i plebejsko pytam: "Ale to wszystko nie jest realne?". I w zasadzie nie mylę się, bo choć forma wymaga zdecydowanie podrasowania to intuicja prowadzi dobrze. Realizm to pewna procedura zarówno pisania, jak i czytania. Pamiętamy ją najlepiej, bo to w zasadzie ostatni wyraźnie definiowalny termin literacki, który czytelnikom niewyspecjalizowanym nie nastręcza zbytnich trudności terminologicznych. Ot, realizm - taki sobie Balzak - powiedzmy. Łatwo się o realizm upominać, bo ma dobrą legitymizację, fajnie standaryzuje i nikt nie dyskutuje z kilometrami realistycznych powieści - są, a na dodatek trzeba je czytać w szkole. Problem z tym...